niedziela, 30 grudnia 2018

Z każdym oddechem/ Nicholas Sparks

"PRZEZNACZENIE BYWA CZASEM NA KURSIE KOLIZYJNYM Z MIŁOŚCIĄ"



Sympatycy Sparksa nie będą zawiedzeni. Etatowy klasyk romantycznych historii wraca tym razem z epicką opowieścią o przeznaczeniu i miłości (nie)spóźnionej, przełamującej bariery czasu i upływ lat.

Hope i Tru poznają się na malowniczej plaży, wśród błękitu nieba i szumu morskich fal. Miłość pojawia się niespodziewanie, jak u Bułhakowa, napada znienacka i wywraca życie obojga do góry nogami. Pomimo autentyczności uczucia, Hope decyduje się iść wytyczoną uprzednio drogą, w zgodzie z rozsądkiem i obrazem szczęścia, które skrupulatnie kreowała przez całe lata. (czytaj: mąż, praca, rodzina, spokój)

Tru pozostaje jej wierny (o czym Hope dowie się długo później), Hope zaś zakłada rodzinę, o której od zawsze marzyła. U schyłku wieku, po licznych życiowych perturbacjach, udaje im się odnaleźć w magicznym miejscu, przy starej skrzynce pocztowej, zwanej Bratnią Duszą. "Ich spojrzenia spotkały się, pokonując utracone lata." Pytanie brzmi: czy jest możliwe, aby czas stanął w miejscu i miłość ocalała po ćwierćwieczu spędzonym osobno, w dwóch różnorakich światach, bez spojrzenia, bez głosu, bez dotyku?

Ci, którzy przyzwyczaili się do cukierkowych zakończeń, będą zaskoczeni. Sparks raczy nas słodko-gorzką puentą, nie-do-końca-przesłodzoną, nieco bardziej realną niż te, które znaliśmy z wcześniejszych powieści. To, co się nie zmienia, to przekonanie, że miłość jest fundamentem wszystkiego i tylko ukochany człowiek - z każdym jego oddechem - jest w stanie podarować nam szczęście.

sobota, 15 grudnia 2018

Instrukcja obsługi toksycznych ludzi/ Katarzyna Miller, Suzan Giżyńska

WSZĘDZIE TA TOKSYCZNOŚĆ


"Instrukcja..." jest jedną z wielu pozycji na rynku typu self-help book, tym razem o tym, jak przetrwać w dżungli wypełnionej emocjonalnymi wampirami. To, co ją wyróżnia, to na pewno styl autorek - raczej surowy, konkretny, niekoniecznie empatyczny.

To może denerwować (mnie osobiście irytowało i nie ze wszystkim się zgadzam), ale z pewnością warto pochylić się nad tą pozycją, żeby poukładać sobie w głowie psychologiczne schematy, a może nawet pogrzebać nieco w swoich życiowych historiach, aby później potrafić zidentyfikować toksyczność i ją od siebie asertywnie odsunąć.

Zatem czego możemy się dowiedzieć? Mój zestaw reguł, który stanowiłby kwintesencję tej książki to:

1. Kochanie kogoś nie jest równoznaczne z tym, że pozwalamy tej osobie nas ranić.
2. Nie każdy nas lubi i nie każdy musi nas lubić.
3. Staranie się za wszelką cenę, żeby ktoś cię pochwalił, też jest toksyczne!
4. Ludzie z zaburzonych domów wracają do zaburzeń.
5. Pozwalając na zło, tworzymy zło. (czyli, idąc za M. L. Kingiem: "jesteś odpowiedzialny nie tylko za to, co mówisz, ale również za to, czego nie mówisz")
6. Poczucie nieszczęścia jest dziedziczne. (przykre, ale prawdziwe, temat mocno eksploatowany w rozmowach obu psycholożek)
7. Większość dorosłych dzieci ze smutnych domów żyje dla innych.
8. (tu będzie ciekawie) Faceci zawsze na początku mówią prawdę. Kobiety są naiwne, a czasami niemądre, gdy sądzą, że będą w stanie coś zmienić.
9. Trzeba słuchać swoich uczuć.  (!!!  niby proste, ale ...)
10. Nic nie zmieni praw młodości i tego, że musimy to życie przeżyć sami. (czyli: daj dziecku swobodę, niech doświadczy cierpienia i smutku, aby docelowo być mądrym człowiekiem)
11. Człowiek mądry wie, że nigdy nie wie, co się zdarzy. (+ NA NIC NIE MA W ŻYCIU GWARANCJI.)
12. JEST ŻYCIE PO TYM ŻYCIU, KTÓRE CI NIE PASUJE! (czyli: nigdy nie jest za późno, żeby coś zmienić, chociaż zmiana jest niewygodna i trudna)
13 Jeśli stawiasz na siebie, znajdzie się odpowiedni facet. (po prostu pokochaj siebie, a potem faceta)
14. Zmniejsz ważność pracy w pracy.  (!!! rada dla wypalających się pracoholików)
15. Rodzimy dzieci dla świata, a nie dla siebie.  (podstawowa złota myśl dla każdego rodzica!)
16. Żyjmy i dajmy żyć innym. (odpuśćmy i nie zbawiajmy całego świata, złota rada dla kobiet-misjonarek i kobiet-siłaczek)
17. Nie można być ciągle szczęśliwym. Są lepsze i gorsze dni, życie polega na zmienności.

niedziela, 4 listopada 2018

#sexedpl/ rozmowy Anji Rubik

STRACH I GŁUPOTA ZAWSZE WYNIKAJĄ Z NIEWIEDZY


Skąd się wzięło powszechne oburzenie na kampanię Anji Rubik, a potem zmieszanie z błotem jej publikacji na temat seksu? Ano z niewiedzy. Śmiem przypuszczać, że 99% krytykujących widziało jedynie okładkę. No i zaczęły się lamenty - olaboga, po co młodzieży mówić o seksie, jeszcze im się zachce go uprawiać. (!!!)

Tymczasem badania dowodzą, że rzetelna edukacja seksualna opóźnia moment inicjacji. Jak już to wszystko wiesz (lista chorób przenoszonych od partnera jest długa i mocno przerażająca), to się pięć razy zastanowisz, dla kogo warto się z tym zmierzyć.

Rozmowy Anji Rubik to przede wszystkim porządna dawka wiedzy, odpowiedzi na najbardziej krępujące (nie tylko młodych) pytania, jak również lekcja tolerancji i wsparcia dla tzw. inności seksualnych. Nie ma w tej książce NIC ZDROŻNEGO, jest jedynie wyjaśnienie głupot, obalanie starych jak świat mitów i - co najistotniejsze - wsparcie dla młodego człowieka, który nierzadko zostaje z tymi pytaniami pozostawiony sam sobie albo, co gorsza, szuka odpowiedzi w internecie.

Nie bójmy się wiedzy! To, że interesuję się kryminologią, nie oznacza moich zapędów na bandziora. To, że czytam o zdradzie, nie jest tożsame z moimi planami wobec partnera. Wreszcie - przeczytanie tej książki NA PEWNO nie zachęci w żaden sposób nastolatków do "zaliczenia" pierwszego razu. Wręcz przeciwnie - uspokoi ich, że z nimi wszystko ok, podaruje garść informacji i podbuduje pewność siebie. Dziewczyny dowiedzą się, na czym polega przemoc seksualna i gdzie szukać pomocy - łącznie z adresami, telefonami. Czy to nie jest ważne, kluczowe???

Dajmy spokój z pruderią. Seks jest wszędzie - włączmy TV albo youtube. On nie zniknie z przestrzeni publicznej. Może lepszym wyjściem byłoby sobie o nim poczytać, tak jak przed kupnem psa czy kota czyta się o opiece nad zwierzętami. W tym przypadku uczymy się, jak opiekować się sobą, swoimi emocjami i swoim ciałem. I co w tym złego?

niedziela, 30 września 2018

Kłopot z Henrym, problem z Zoe/ Andy Jones

KIEDY "KURCZY SIĘ PRZYDZIELONY CZAS"


Przypadkiem spotyka się dwoje ludzi po przejściach - Henry dopiero co uciekł narzeczonej sprzed ołtarza (no, prawie), a Zoe jest w żałobie po stracie narzeczonego w tragicznym wypadku. Zaczynają randkować  w momencie, gdy ona już podjęła decyzję o podróży swojego życia - takiej epickiej wyprawie w głąb siebie, dokonywanej na dalekim kontynencie, gdzieś w azjatyckim mieście, z plecakiem i mapą donikąd. 

Zatem czas podarowany się "kurczy." Tymczasem Henry nie do końca wyjawia Zoe swoją wstydliwą tajemnicę porzucenia dobrej i poczciwej April (czego cała rodzinna wioska mu nigdy nie przebaczyła). Zoe natomiast niezupełnie szczerze przedstawia swój związek z Alexem, albowiem pomija znaczący fakt, że chyba jednak go nie kochała, tylko raczej kochała to, że on jest i ją kocha. (jak się do tego przyznać, kiedy lojalny i oddany Alex nie żyje?)

W całym tym uczuciowym galimatiasie rodzi się bardzo ładne uczucie, które aż prosi się o poważną życiową decyzję: poprosić go, by ze mną jechał? (Zoe)  jechać z nią, czy nie jechać? (Henry)

Nie ma prostych odpowiedzi, ale jeśli napiszę, że odpowiedzią jest miłość, to chyba nie będzie w tym przesady.

środa, 12 września 2018

7 razy dziś/ Lauren Oliver


NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO


"Zrozumiałam, że niektóre chwile trwają całą wieczność. A nawet jak się skończą,
 to i tak trwają. Nawet kiedy umrzesz i cię pogrzebią, 
one nadal trwają, podążają w przód
 i cofają się, w nieskończoność. 
Są wszystkim i wszędzie, jednocześnie. To one mają znaczenie."

Nieprawdopodobna książka, po której długo miałam syndrom osierocenia i czytelniczego kaca, niezdolna zacząć przygodę z czymś nowym. Będzie na mojej liście TOP TEN, bezapelacyjnie.

Pomysł niby znajomy, czyli "dzień świstaka" - przeżywany kilkakrotnie przez główną bohaterkę, nastolatkę Sam. Pytanie, DLACZEGO tak się dzieje i co tam się kryje pod tą warstwą pseudo-popularności, lekkiego i łatwego życia, jakie przyszło jej wieść w liceum?

Stopniowo zdejmujemy wraz z Sam te nagromadzone przez beztroskie (?) lata warstwy - sekret wszechstronnej admiracji, licealną hierarchię społeczną, płytkie miłosne przygody, a wreszcie - tę kluczową sprawę - sprawę Juliet, wieloletniej ofiary młodzieżowej tyranii.

Juliet jest osią powieści - to wokół niej skupiają się poszczególne dni, jak się finalnie okazuje - nie bez powodu. To jej postać pozwala odpowiedzieć na pytanie, gdzie jest odkupienie win, ile szans na poprawę swojego życia możemy dostać i czy jesteśmy w stanie odwrócić przeznaczenie. Samantha z uporem wariata dąży do tego, by je oszukać, przechytrzyć, wymknąć się bezlitosnej, absurdalnej machinie i wrócić "do żywych." Gdzieś po drodze, w szaleńczym pościgu z czasem, udaje jej się kolekcjonować najpiękniejsze wspomnienia, uchwycić sens życia i przeżyć najcudowniejszą, najczystszą miłość. Ostatecznie - dokonać największego możliwego poświęcenia, w imię ocalenia dusz - swojej i Juliet. I to jest to, co wbija nas w fotel, obezwładnia i nie odpuszcza - bo przecież w całym szaleństwie drugi człowiek jest dla nas najważniejszy.

czwartek, 23 sierpnia 2018

Poczwarka/ Dorota Terakowska

CO ZROBIĆ Z DAREM BOGA?



Przedziwna książka. Strasznie mnie umęczyła, jednocześnie desperacko chciałam dobrnąć do końca, pojąć sens, wychwycić przesłanie. Niezaprzeczalnie, "Poczwarka" zostaje w głowie, jednak irytuje to, że pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi.

Idealne małżeństwo z idealnym planem na życie otrzymuje od losu nieidealne dziecko, "poczwarkę", której los odbiera na zawsze szansę zostania motylem. Mała Marysia (Myszka) rodzi się z zespołem Downa, któremu towarzyszy dodatkowo najcięższe upośledzenie umysłowe (wersja lekarzy). Tego się nie uleczy ani modlitwą, ani żadnymi charytatywnymi akcjami na Facebooku. Dziewczynka jest ociężała, mówi monosylabami, zdarza jej się rozebrać do naga i załatwiać w miejscach publicznych. Ojciec pośrednio wypiera się dziecka, mieszka z rodziną, ale przez 8 lat nie bierze udziału w jej wychowaniu. Ucieka, omija dziewczynkę, nie podejmuje żadnej próby porozumienia się nią. Matka (Ewa) natomiast mierzy się z miliardem skrajnych emocji, tłumiąc żal, hamując zdegustowanie, na co dzień zaś praktykując "zadaniowość" i izolując małą od świata, który spogląda na otyłe, wiecznie obślinione dziecko z widocznym obrzydzeniem.

Tymczasem czytelnik ma szansę poznać to, co dzieje się w głowie dziewczynki. Wiemy, dlaczego mała (chwilami określana pieszczotliwie jako Muminek) zdejmuje krępujące ją ubranie, skąd pojawia się stres i "małe nieszczęścia" w publicznych miejscach. Głowa Myszki jest zdrowa, "normalna." Tam potrafi mówić pełnymi zdaniami i tańczyć, jest lekka, śliczna. Werbalnie nie umie tego wyrazić, ale w myślach dostrzega odrzucenie ze strony świata, zmęczenie matki, obojętność ojca.

W trudnych chwilach ucieka na strych, gdzie - w tajemniczym Ogrodzie - na jej oczach rozgrywają się metafizyczne pokazy Stworzenia Świata, w których ona sama bierze czynny udział. Głos (Bóg?) jej słucha, bierze pod uwagę jej zdanie. Tam jest ważna, doceniana.

Przygody dziewczynki na strychu zajmują niemalże całą przestrzeń powieści. Rozumiem, że mają na celu zaproszenie czytelnika do jej wewnętrznego świata. Ale w jakim celu autorka tak uporczywie wykorzystuje biblijną metaforykę? W porządku, poznajemy niezmierzone bogactwo wyobraźni Myszki: w tajemniczym Ogrodzie staje się ona jakoby kreatorką, "prawą ręką" Głosu. Jednak w pewnym momencie pojawia się Wąż (Szatan?), który - mimo syczących komentarzy - wydaje się być dobry (?), potem Adam i Ewa, którzy chcą zejść na ziemię, bo "im się nudzi" (?). Myszka zjada jabłko z zakazanego drzewa, po czym odczuwa lekkość i energię (?). Odnosi się wrażenie, że autorka namnożyła zbyt wiele tych odniesień i gdzieś pogubiła sedno alegorii.

W tle rozwiązuje się tymczasem jeszcze jeden rodzinny sekret, w czasie, kiedy ojciec dziewczynki (nota bene, Adam), postanawia przeprowadzić "śledztwo" mające na celu odnalezienie wadliwych genów w swojej rodzinie (a raczej wykluczenie tej opcji, by z czystym sumieniem móc porzucić żonę i córkę). Tutaj szykuje się niemałe zaskoczenie, które, owszem, zmieni tor myślenia mężczyzny, ale nie powstrzyma biegu wydarzeń.

Wreszcie napotykamy kluczowe zdanie, że dzieci takie jak Myszka są darami Boga i tylko obdarowany decyduje, czy taki dar przyjmie, czy nie. W Ogrodzie - już na finiszu swojej ziemskiej podróży - dziewczynka spotyka inne Dary Boga. Niektóre nie zdążyły się narodzić, zatrzymane "w pół drogi." Inne zeszły na Ziemię, doznały cierpień i upokorzeń. Są też i takie, które doświadczyły  miłości, ciepła. Wszystkie zaś jednogłośnie przyznają: życie na Ziemi jest piękne.

Dla Myszki życie w Ogrodzie było spełnieniem marzeń. Może tej miłości i zrozumienia, pomimo starań mamy, było zbyt mało, może dziewczynce nadto ciążyła jej własna (ziemska) ułomność, podczas gdy w swojej głowie mogła być kim tylko zapragnie. Dziewczynka odchodzi do lepszego świata, robiąc na Ziemi miejsce swojej zdrowej siostrze.

Nie wiemy, czy ojciec wyciągnął wnioski z tej "lekcji" (niby tak, ale dlaczego dopiero w ostatnich chwilach życia dziecka?). Nie wiemy, dlaczego dopiero potem małżeństwo obojga zostało wskrzeszone. Dlaczego nie potrafili z pokorą przyjąć Daru Boga, zjednoczyć się w tym wyzwaniu, dlaczego świat obchodził się z Myszką tak brutalnie, dlaczego nikt nie próbował pojąć, że w głowie Myszki dzieją się niesamowite rzeczy?

Nie sądźmy, powstrzymajmy się od ocen, pochylmy się czule nad tą historią. "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono." W Ogrodzie Myszki biblijna Ewa marzy o dziecku słabym, potrzebującym, takim, które mogłaby otoczyć opieką i ochronić. Po to właśnie chce zejść na Ziemię! Jednak mama Myszki, ziemska Ewa, wyśniła sobie inne dziecko i Dar Boga był dla niej przykrym obciążeniem. Na pewno nie pomagało wychowywanie jej w pojedynkę, życie na społecznym odludziu, brak empatii otoczenia. Starała się to zwalczyć, momentami odzyskiwała wiarę w SENS tego Daru, by za chwilę  popaść w otchłań przygnębienia i stabilnego marazmu.

Zastanówmy się po prostu, po ludzku, czy faktycznie każdy z nas jest w stanie taki Dar przyjąć. Użyjmy wyobraźni, by współodczuć z rodzicami Myszki, spróbować zrozumieć. Wyjdźmy poza granice schematycznego myślenia. Rozejrzyjmy się, czy zauważamy wokół siebie te Dary, czy odwracamy wzrok z niekłamaną awersją, czy obejmujemy spojrzeniem troskliwym, miłosiernym. Na ile mamy w sobie życzliwości i gotowości do pomocy, by choć odrobinę ulżyć takim ziemskim Ewom w ich niełatwym życiowym egzaminie?  Nieidealne dziecko może być idealnym Darem w nieidealnym świecie. To przecież zależy od człowieka, czy ów Dar będzie dla świata Muminkiem, czy niechcianą Poczwarką.

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Na plaży Chesil/ reż. Dominik Cooke

KIEDY SEKS JEST TEMATEM ZAKAZANYM


Kłótnia małżeńska, odbywająca się w noc poślubną młodych nowożeńców, osadzona w 1962 roku na przepięknej plaży Chesil, okazuje się być początkiem końca. A może ten koniec zapowiadał się dużo wcześniej?

Oni naprawdę się kochają! Florence marzy o karierze skrzypaczki, Edward - historyk z zamiłowania - decyduje się przyjąć pracę w fabryce teścia, kierując się rozsądkiem i praktycznością. Ich przedślubne dni obfitują w beztroskie, romantyczne randki, podczas których wprowadzają siebie do swoich światów. Fakt, obydwoje zmagają się z demonami przeszłości, co wychodzi na jaw krok po kroczku pod postacią retrospekcji w trakcie feralnej nocy. On nosi w sobie niemałe pokłady złości i żalu, będące prawdopodobnie rezultatem dorastania z szaloną matką-malarką. Ona - wydaje się zanurzać się jedynie w świat nut, muzyki, stamtąd czerpie przyjemność dla zmysłów. W noc poślubną wszystko jest jasne: ona panicznie boi się zbliżenia, on zaś desperacko tego pragnie.

To można by przezwyciężyć - ale! mamy rok 1962. ZERO wiedzy na temat psychologii związku czy seksualności, poza czerstwymi, suchymi podręcznikami, które Florence czyta ukradkiem w toalecie. Młodzi nie wiedzą, jak ta noc ma wyglądać, co się wydarzy i czy tak jak jest, jest dobrze. Jest za to ogrom zahamowań, wstydu, obaw przed nieznanym, zażenowania.

Edward zachowuje się jak rasowy mężczyzna, nie dopuszcza do siebie argumentów dziewczyny i nazywa ją oziębłą oszustką. Florence kocha go tak mocno, że jest w stanie tolerować zdrady Edwarda, jeśli tylko byliby razem, a on byłby szczęśliwy. Ta propozycja z kolei napawa go obrzydzeniem i młodzi się rozstają, nie skonsumowawszy małżeństwa.

Wydawałoby się, że tak mogłaby zakończyć się ta opowieść. Epickie zerwanie na bajecznej plaży Chesil. Tymczasem po kilku latach los odwraca wszystko do góry nogami i wówczas nasuwa się pytanie: czy Edward mógł poczekać? Czy miłość Florence była rzeczywiście tak silna, tylko potrzebowała otulenia i czułości? Kto popełnił błąd, kogo winić? Czy we współczesnych czasach seksualnego wyzwolenia młodzi zostaliby ocaleni, czy jednak, niezależnie od epoki, górę wzięłyby wewnętrzne siły nieczyste, nie dopuszczając do szczęśliwego zakończenia?

czwartek, 26 lipca 2018

Słońce też jest gwiazdą/ Nicola Yoon

"JEDNAK CZAS I ODLEGŁOŚĆ TO NATURALNI WROGOWIE MIŁOŚCI"



Młodość rządzi się swoimi prawami. Kto oglądał na przykład "Przed wschodem słońca" z genialnym Ethanem Hawkiem i Julie Delpy, ten wie, że prawdziwa miłość MOŻE przyjść w jeden dzień. Jedna, dwie rozmowy MOGĄ zmienić czyjeś życie. Jedno czy dwa spojrzenia MOGĄ sprawić, że płyniesz już w odmętach obłędu i nie szukasz przysłowiowej brzytwy tonącego, bo sam dokonujesz wyboru, że TO JEST TO. A może to LOS (Bóg, bogowie, przeznaczenie)? Może to oni/ one/ on stoją za tą "decyzją", żeby umieścić w jednym miejscu dwoje ludzi, którzy nie mieli (a może mieli?) się spotkać?

Natasha i Daniel są kwintesencją młodości. Natkną się na siebie w przełomowych momentach w swoim życiu, poluzują granice i wpuszczą siebie nawzajem do "osobistych" światów - na kilka godzin, na jeden dzień. Daniel powie: "Wszechświat ewidentnie próbuje mnie uratować przed samym sobą." Natasha wydaje się być tym ratunkiem.

Czy taka miłość ma szansę przetrwać?
Czy miłość młodzieńcza (a więc najsilniejsza, największa, najbardziej szalona, najbardziej intensywna, najpiękniejsza i NAJPIERWSZA) ma możliwość zaistnienia w realnym świecie?

Uwielbiam Daniela - gdy wchodzimy w jego umysł i poznajemy to, co jest w środku, jesteśmy oczarowani. Jego upór w zdobyciu Natashy jest uroczy. To romantyk, poeta, z - jak twierdzi Natasha - "sercem na wierzchu."

Natasha to twarda wojowniczka, zwolenniczka praw fizyki i racjonalizmu, która totalnie nie wierzy w żadną "sobiepisaność" - nie jest mi zatem bliska. Ale! - malutkimi kroczkami Daniel burzy te fasady i przedziera się przez zastygłe blokady, aż ona sama nie jest w stanie pojąć, co się z nią dzieje. ("Ale przecież nie jestem martwa w środku.")

"Nikt nie powinien odnosić obrażeń podczas zakochiwania się." Co na to Daniel i Natasha? Czy faktycznie, wszystko co, było przedtem, wiodło ich do siebie, do tego momentu, do tego dnia? Czy "czas wróci na swoje miejsce", a oni będą żyli długo i szczęśliwie? No i o co chodzi z tym słońcem?

czwartek, 19 lipca 2018

Moje serce w dwóch światach/ Jojo Moyes

MIŁOŚĆ PO RAZ ... TRZECI? 


"(...) można przez źle pojętą dumę kurczowo trzymać się urazy 
albo po prostu puścić ją w niepamięć i cieszyć się tym bezcennym czasem, który jeszcze nam został."



Nie da się przeczytać tej książki, nie znając historii Lou i Willa. (niewtajemniczonych odsyłam do pierwszych dwóch części tej "sagi") Duch Willa unosi się bowiem nad Lou i przenika jej myśli, stanowi jakoby odniesienie/ punkt wyjścia do jej nowojorskich poczynań. 

Zatem Lou rozpoczyna swoją pokręconą przygodę w wielkim mieście. Zgodnie z dewizą Willa - ŻYJ ODWAŻNIE - bierze się za bary ze swoją - do czasów Willa - niezbyt atrakcyjną egzystencją i postanawia mówić "tak" każdemu nowemu wyzwaniu. (co często bywa, o zgrozo, nieco szalone, a nawet niebezpieczne)

Pobyt w Nowym Jorku prowadzi Lou zawiłymi ścieżkami do odpowiedzi na rozmaite "życiowe" pytania: czy wytrwam w miłości na odległość? (kiedy trafia do N.Y., w Anglii zostaje jej bohaterski przystojniak, ratownik Sam) Czy umiem pozostać sobą w świecie rządzonym przez pieniądz, przepych i wielkomiejskie konwenanse? Kim jestem? Komu mogę zaufać? KIM CHCĘ BYĆ właśnie TU I TERAZ? 

Tymczasem pojawia się miłość nr 3 - surrealistycznie podobny do Willa, młody yuppie, Josh. Usiłuje "wychodzić" spotkanie z Lou - mistrz inteligentnego flirtu, a do tego troskliwy, miły i zabawny. (=ideał?) No i bum! Mamy to. Mamy miłość, nowy związek, nowe wyzwanie, nową nadzieję - a może TO JUŻ TO? 

Oprócz tego oczami Lou poznajemy historię polskiej imigrantki, Agnes, która wydaje się być umęczona życiem w cieniu byłej żony swojego ukochanego męża. Albo recepcjonisty Ashoka, którego żona dzielnie walczy o utrzymanie miejscowej biblioteki. Nie wspominając już o ekstrawaganckiej pani z pieskiem, Margot De Witt, której barwna osobowość i rodzinna tajemnica okazują się być największym zaskoczeniem w perypetiach Lou. 

Dla mnie Lou zawsze będzie miała twarz Emilii Clarke, kolorowego ptaka, paradującego dumnie w pasiastych rajstopach i odważnych strojach, z zaraźliwym, głośnym śmiechem i sercem na dłoni. I w zasadzie właśnie rozchodzi się o to, aby Lou taka pozostała - pytanie tylko, czy nowojorskie schematy zdołają ją ujarzmić i zamknąć w klatce "dobrych obyczajów", czy może jednak z pomocą najprzeróżniejszych zrządzeń losu Lou zdoła oswobodzić się z ograniczeń i żyć własnym życiem? 

wtorek, 17 lipca 2018

Adrift/ reż. Baltasar Kormákur

PRZEPŁYNĄŁEM PÓŁ ŚWIATA, ŻEBY CIĘ ZNALEŹĆ


Jeśli władowano w film około 40 mln dolarów, jeśli jest w nim Sam Claflin i  Shailene Woodley, jeśli mamy świadomość, że historia była prawdziwa i bohaterowie są z krwi i kości - to musi być sukces. I jest!

Pomimo licznych niepochlebnych recenzji, uważam film za naprawdę udany! Kto oglądał, ten wie, że punkt kulminacyjny zmienia wszystko! (dla mnie to było takie: CO???? JAK TO????) Shailene jest naturalna, śliczna i uosabia wszelkie cechy rasowej wojowniczki - odradza się z popiołów, spina pośladki i mierzy się z bezlitosnym przeznaczeniem. Retrospekcje-migawki, które pozwalają nam się zapoznać z uroczą historią miłosną bohaterów, są ozdobą filmu. (Sam jest nieziemski, a Shailene czarująca.)

Przesłanie:

Niemożliwe staje się możliwe.
Dzięki miłości jesteś w stanie przetrwać to, co najgorsze.
Masz moc, by zmienić swoje przeznaczenie, by napisać je od nowa.
Siła kobiety jest niebywała.
Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.

POLECAM!

niedziela, 15 lipca 2018

Forever my girl/ reż. Bethany Ashton Wolf

DRUGA SZANSA - DAĆ CZY NIE DAĆ? - OTO JEST PYTANIE 


Obowiązkowa pozycja na lato. Dla romantyków. Dla wierzących w przeznaczenie. Ku pokrzepieniu serc. Ze sporą dawką całkiem fajnej muzyki. 


Liam  niespodziewanie (a więc bezlitośnie) porzuca Josie w dniu ślubu. Woła go wielki muzyczny świat, pełen przepychu i blichtru, w którym bardzo szybko zostaje rozchwytywaną gwiazdą country. Po kilku latach równie nieoczekiwanie wraca na pogrzeb najlepszego kumpla. (Jest już wtedy bożyszczem kobiet, rozpieszczonym idolem tłumu.) I tutaj - jak grom z jasnego nieba - spada na niego wiadomość, że dziewczyna, którą bez serca zostawił niegdyś przed ołtarzem, wychowuje od 7 lat ich dziecko. 

Mała Billy zmienia wszystko. Liam zostaje w rodzinnym miasteczku i robi wszystko, aby się z dziewczynką zaprzyjaźnić. (wątek relacji ojciec-córka jest przeuroczy!!!) Gdzieś w tle odzywają się demony przeszłości, ale też i licealny poryw serca, który - zakopany gdzieś na dnie - wychodzi (nieproszony) na wierzch i zmusza do odpowiedzi na najważniejsze życiowe pytanie: czy to właśnie miłość? 

Tak, ten film to typowa amerykańska opowieść o powrocie do korzeni i odkrywaniu przeznaczenia. Ale czy nie pragniemy czasem pożyć życiem, w którym łatwo dochodzi do szczęśliwego zakończenia, w którym miłość zawsze znajdzie swoją drogę, w którym wygrywają prawda i dobro? 

Zanurzamy się w świat idealny i przez dwie godziny wierzymy, że miłość zwycięży wszystko. Czego chcieć więcej? 

piątek, 29 czerwca 2018

Unf*ck yourself - Napraw się!/ Gary John Bishop

ZACZNIJ ŻYĆ - "MASZ TAKIE ŻYCIE, JAKIE GODZISZ SIĘ ZNOSIĆ" 


Tak, to prawda, że "Unf*ck yourself" to kolejny pseudo-psychologiczny poradnik w stylu "zmień swoje życie i bądź sobie sterem, żeglarzem i okrętem." To prawda, że może irytować sposób przekazu i ta "coachowska" otoczka autora, ta nieznośna lekkość, z jaką nakazuje nam pozbyć się wdrukowanych schematów i złych nawyków, aby odetchnąć pełną piersią.

Dla tego, kto ma jako takie pojęcie o psychologii, nie będzie to odkrycie Ameryki, ale (!) jest kilka prawd, które mogą poniekąd zainteresować.

Autor poświęca nieco przestrzeni na motyw neuroplastyczności mózgu i wpływu naszego myślenia na kształt naszego podejścia do życia. (fajne)

Ponadto w ciekawy sposób przedstawia nasze porażki, które właściwie sami przyciągamy, powtarzając znany nam od dzieciństwa porządek, a w konsekwencji - podświadomie dążąc do znanego nam, "bezpiecznego" rozwiązania. (efekt: nieudane związki, długi, lenistwo)

Złota zasada terapeuty brzmi: WYJDŹ POZA STREFĘ KOMFORTU. Tam, gdzie pojawia się niepokój, dyskomfort i strach, robi się miejsce dla odwagi, waleczności i samorozwoju. "(...) ludzie przez całe życie czekają na odsiecz kawalerii, nie zdając sobie sprawy, że to oni są kawalerią."

Zatem: do dzieła. A nuż Twoje myślenie przesteruje się na nowe tory?

wtorek, 12 czerwca 2018

I HAVE LOST MY WAY/ GAYLE FORMAN

STAY TRUE TO YOURSELF - ZAWSZE WIERNY SOBIE


'When a broken bone heals, it's stronger than it was before the break. 
(...) Same holds true for broken hearts.'



W zasadzie jest to właśnie powieść o złamanych sercach - ale nie tylko w znanym nam kontekście miłosnego zawodu. Złamane serce może sięgać czasów dzieciństwa, ojca-szaleńca, siostrzanej rywalizacji czy chowania w szafie przez kilkanaście udręczonych lat swojej orientacji seksualnej. 

Każde z trojga bohaterów szuka właśnie tej tytułowej zagubionej drogi, a kiedy ich drogi się przetną - zaświta nadzieja na coś nowego, pięknego. 

Gayle Forman przyzwyczaiła mnie do emocjonalnej karuzeli - tutaj mi jej, niestety, zabrakło. Nie jest to zapewne historia na miarę "Zostań, jeśli kochasz", da się odczuć niedosyt magicznej aury, tak znamiennej dla powieści autorki. Jednak przesłanie chwyta za serce - to drugi człowiek jest dla nas jedynym ratunkiem, to tylko w oczach innej osoby możemy się odbić jak w lustrze i osiągnąć spokój, za którym tak chorobliwie gonimy. I wreszcie - gdy stoimy już - dosłownie i metaforycznie - nad tą rwącą rzeką, wyłącznie dłoń drugiego człowieka może nas ocalić. Od uczuciowych perturbacji, od skoku w beznadzieję, od śmierci za życia. 

sobota, 12 maja 2018

Instrukcja obsługi FACETA/ Katarzyna Miller, Suzan Giżyńska

ZAWSZE BĄDŹ SOBĄ


Humorystyczna, a zarazem całkiem serio napisana kopalnia wiedzy na temat spędzający sen z powiek niemalże każdej kobiecie, czyli: O CO CHODZI Z TYMI FACETAMI.

Autorki w sposób przystępny, często prześmiewczy, ale jednocześnie konkretny, przybliżają nam tajniki męskiego rozumowania (nierzadko są to epokowe odkrycia, uwierzcie). Kiedy trzeba, karcą za naszą babską egzaltację, w innych przypadkach doradzają, kiedy słuchać intuicji i uciekać w siną dal. 

Pojawiają się też tematy poważne - dużo miejsca poświęcono przemocy psychicznej i fizycznej, co dla wielu kobiet może być pierwszym zasianym ziarnem i zarazem krokiem ku uzdrowieniu. Kilkakrotnie daje znać o sobie kwestia romansu z żonatym mężczyzną - i tu też komentarz autorek jest wartościowy, żeby nie rzec - zaskakujący.

Generalnie, warto po tę książkę sięgnąć, nie tylko, żeby się pouśmiechać i pokiwać głową (aha! faktycznie!), lecz również zadumać nieco nad swoimi schematami zachowań, wdrukowanymi nam od wieków przez społeczeństwo i sposób wychowania. Autorki gorliwie namawiają, aby wyjść z tego sztywnego gorsetu moralnych (dulskich) zasad i zacząć wsłuchiwać się w siebie, gromadząc w sercu ciepłe i cenne życiowe doświadczenia.

W  sumie - jest to w dużej mierze książka o nas, kobietach. Jak żyć z facetami i nie zwariować. Ale też - jak żyć z samą sobą, by poczuć samospełnienie, a nawet szczęście.

czwartek, 3 maja 2018

Tamte dni, tamte noce/ André Aciman

CALL ME BY YOUR NAME 


"to jestem ja, to jesteś ty, tego chcę, między nami jest teraz tylko prawda, a tam, gdzie jest prawda, nie ma barier, nie ma ukradkowych spojrzeń, a jeśli nic z tego nie wyniknie, to niech przynajmniej historia odnotuje, że obaj mieliśmy świadomość tego, co się może wydarzyć."

Jedna z najpiękniej napisanych książek o miłości, w jakie dano mi było się zanurzyć. Język Acimana hipnotyzuje i porywa od pierwszych stron - to jest niebywałe literackie odkrycie, czysta poezja w najbardziej subtelnym wydaniu, istne słowne szaleństwo, skarbnica życiowych prawd. I przede wszystkim - uczucie. Epickie! 

To chyba właśnie misternie utkany język autora sprawia, że opowieść o kiełkującym między młodzieńcem a wakacyjnym gościem uczuciu nabiera głębi i urzeka nawet najbardziej sceptycznego czytelnika. Kto z nas nie karmi się bezwiednie historiami o miłości skazanej na porażkę, sekretnej obsesji, przepełnionej namiętnością i obłędem?  

W powietrzu wisi szekspirowskie fatum. Oto przeklęci kochankowie, którzy mają świadomość, że nie ma dla nich przyszłości -  nie są w stanie z siebie nawzajem zrezygnować. Desperacko chwytają wspólne chwile, kradną czas, oszukując nieuchronne przeznaczenie, nie potrafiąc przeciąć więzi, "tak jak robią neurochirurdzy oddzielający jeden neuron od drugiego." Zasada jest prosta: "zadowoli mnie nawet mniej, pod warunkiem, że będzie mi wolno żywić się tymi ochłapami." 

Oryginalny tytuł "Call me by your name" jest symboliczny i żeby się przekonać, kto kogo nazywa swoim imieniem, trzeba wejść w tę opowieść i dać się jej porwać. 

Destrukcyjna, ale rzeczywista i - co najistotniejsze - prawdziwa siła uczucia napędza kochanków do tworzenia wspólnej historii, pomimo przeświadczenia, że świat im tego nigdy nie wynagrodzi. "Wiedziałem, że nasze minuty są policzone, chociaż nie miąłem odwagi ich liczyć, tak samo jak widziałem, w jakim kierunku to wszystko zmierza, chociaż nie miałem odwagi czytać drogowskazów (...) plotki i upływ czasu mogły wypatroszyć albo obrać do kości wszystko, co nas łączyło." 

Raz podjąwszy decyzję, nie będzie odwrotu, ale w zamian będzie coś, co zostanie do końca, co przetrwa i zaiskrzy po latach, kiedy los da im szansę ponownie się spotkać. 

Po prostu miłość. Niewypatroszona przez upływ czasu, schowana w sercu serc, pierwsza, największa i jedyna. 

wtorek, 10 kwietnia 2018

Ciotka Zgryzotka/ Małgorzata Musierowicz

MIŁOŚĆ NIEOCZYWISTA


Małgorzata Musierowicz po raz kolejny (dwudziesty drugi !!!) zaprasza nas do swojego świata, przyozdobionego ciepłem i wypełnionego po brzegi rodzinną miłością. Jak to możliwe, że na Roosevelta 5 - paradoksalnie, pomimo technologicznego pędu i codziennej gonitwy - czas jakby stoi w miejscu, epoki pozornie nie przemijają, a ludzkie uczucia wydają się pozostawać niezmienne?

Tym razem wchodzimy w intymną przestrzeń córki Pulpecji, Nory. Nora jest hardą wojowniczką i nie da sobie w kaszę dmuchać. Jednak nie są jej obce porywy serca w kierunku szkolnego Don Juana, niejakiego Gaudentego. Ale Denty ma poczciwego kolegę, Augusta vel Podeszwę, któremu Nora od samego początku nie jest obojętna.

I tu rozpoczyna się historia miłości nieoczywistej. To znaczy - Podeszwa chce, Nora nie. Tym razem nie zaleje nas słodycz romantycznego, natychmiastowego, OCZYWISTEGO happy endu. (Nikt jednak nie twierdzi, że nieoczywiste zakończenia są rozczarowujące. Wprost przeciwnie! - odnosi się wrażenie, że "uczłowieczają" one nieco tę cukierkową Borejkową idyllę, w której dobro zawsze zwycięża zło, a zakochani znajdą do siebie drogę, gdy już burza przeminie i wyjdzie słońce.) Aczkolwiek - poprzez projekcję przyszłości - Musierowicz daje nam to, co tak u niej kochamy - wyczekaną konkluzję, kropkę nad i. Jest ona jedynie "odłożona w czasie," na później. (symboliczna wisienka na torcie)

Prawdziwą perełką i nie lada gratką dla uważnego czytelnika, miłośnika Jeżycjady, będą wplecione w rodzinne historie informacje o przyjaciołach rodziny sprzed kilku (nastu/dziesięciu) lat. Wystarczy napomknąć, że na weselu Józinka i Doroty zawita nawet Bernard z Anielą/ Kłamczuchą!

Entuzjasta Musierowicz się nie zawiedzie. Wartości, którym hołduje pisarka, są jak kamień, miłość jest czysta i piękna, rodzina jest opoką, a życie jest cudem.

niedziela, 1 kwietnia 2018

To the bone/ reż. Marti Noxon

NAJWAŻNIEJSZE JEST TO, CO MÓWI WAGA 


Kiedy rok temu ukazał się na Netflixie "Aż do kości", na film natychmiast wylało się wiadro pomyj za sposób, w jaki zilustrowano zaburzenia odżywiania i praktykowaną tamże terapię. Powiem tak - jest w tym odrobinę prawdy, albowiem niekonwencjonalne sposoby dr Beckhama wydają się być nie tylko dziwaczne, ale również mocno nieskuteczne. Tym niemniej, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że droga do uleczenia (z każdego uzależnienia) wiedzie przez samoświadomość chorego, a nie przymus - potrafimy wówczas pojąć jej sens.

Grupa wsparcia jest w zasadzie sama dla siebie terapią. Jest to swoista wybuchowa mieszanka wszelakich postaci - a nad każdą z nich jak czarna gradowa chmura unosi się widmo choroby. To, co uderza najmocniej, to sztuczki, do jakich uciekają się osoby uzależnione, by przechytrzyć "system" - poczucie ulgi spowodowane poddaniem się anoreksji jest silniejsze niż wszystko inne. Silniejsze niż chęć życia, zdrowie, miłość.

Pozytywne jest to, że twórcy filmu nie wrzucają do jednego worka czynników generujących chorobę. Jednak - zasadniczą rolę odgrywa komunikacja w rodzinie, emocjonalne porzucenie, trochę czynniki genetyczne (depresja matki). Tutaj nic nie jest czarno-białe - tak naprawdę osobą, która walczy jak lwica o zdrowie Ellen jest jej znienawidzona macocha, Susan. Matka Ellen zaś w pewnym momencie załamuje ręce i mówi: zaakceptuję to, jeśli wybierzesz śmierć. Mocne, prawda? 

Lily Collins jako Ellen jest naprawdę sugestywna w swej kreacji, ale to Alex Sharp w roli Luke'a trzyma ten film w garści - wprowadza powiew świeżości, dynamikę i feerię barw - plus poprzez graną postać daje nadzieję, że wyzdrowienie JEST OSIĄGALNE - jeśli pokona się samego siebie.

Zakończenie nieco rozczarowuje, gdyż spłyca temat do metafory DNA, od którego chory ma się odbić, a każdy, kto posiada jakiś zalążek wiedzy na ten temat, wie, że nierzadko dno poprowadzi chorego w ciemność, bez możliwości odwrotu. Powiedzenie uzależnionej osobie: weź się w garść, chrzanisz głupoty, życie jest warte życia - niewiele zdziała, jeśli chory sam nie odczuje, że śmierć jest blisko. Myślę, że to właśnie miał symbolizować niby-sen w niby-zaświatach, niemniej jednak trąciło banałem i amerykańskim happy endem.

Pomimo to warto się pochylić nad tematem, rozejrzeć wokół, aby uwrażliwić się na cierpienie drugiego człowieka. Twórcy filmu, przez pryzmat własnych doświadczeń z zaburzeniami odżywiania (reżyser Marti Noxon i odtwórczyni roli Ellen, Lily Collins), pragnęli zwiększyć świadomość społeczną na ich temat, przybliżyć obraz poranionego człowieka, nad którym choroba przejęła kontrolę i którego wyżera od środka, aż do kości.

Każdego dnia/ David Levithan

O TYM, JAK KAŻDEGO DNIA WYŚCIG Z CZASEM POZWALA BYĆ BLIŻEJ MIŁOŚCI


"Ludzie zwykle zakładają, że miłość będzie trwała, tak samo jak wierzą w trwałość swojego ciała. Nie zdają sobie sprawy, że najlepsza w miłości jest jej regularna obecność w życiu. Kiedy już do tego dojdą, zyskają dodatkowy fundament. Jeśli jednak nie można liczyć na jej regularną obecność, wtedy zostaje w życiu tylko jedna podwalina." 

Powieść Levithana, osławiona ostatnimi czasu przy okazji ekranizacji, ma ogromny potencjał na bycie epicką historią z domieszką surrealizmu. Ma, tymczasem ... czegoś w niej zabrakło.

Temat jest naprawdę niezły. Oto pewna istota - A. - odkąd pamięta, każdego dnia budzi się w ciele innej osoby i "zabiera" jej z życia jeden dzień. Gdy go/ ją poznajemy, przeżywa dzień 5994, czyli załóżmy, że ma około 16 lat.

Wówczas Los (Siła? Przeznaczenie?) stawia na jego/ jej drodze nastolatkę Rhiannon, w której A. bez pamięci się zakochuje, co stanowi zalążek jego/ jej dalszych poczynań. Od tamtego dnia, mianowicie, podejmuje nadludzki wysiłek, by KAŻDEGO DNIA spotkać się z ukochaną i spędzić z nią kolejny dzień. Tyle może jej podarować.

Rhiannon, pomimo targanych nią sprzecznych uczuć, akceptuje ten stan rzeczy, chociaż marzy jej się posiadanie "normalnej" drugiej połówki i prowadzenie typowego życia. Punktem zwrotnym okazuje się wiadomość, że istnieje sposób, aby któreś z przeżytych żyć A. mógł zatrzymać "na dłużej", tylko ... cena jest wysoka.

Podsumowując - czytanie Levithana nie zaliczam do zmarnowanego czasu. Możliwości bowiem były niemałe, zabrakło jedynie jakieś iskry, spoiwa, wartkiej akcji, płynnego zakończenia, magii. Wielka szkoda, bo mogłaby się wykluć prawdziwa perełka.

niedziela, 4 marca 2018

Simon oraz inni homo sapiens/ Becky Albertalli

WYJDĘ Z SZAFY I BĘDĘ SOBĄ



Świetna lekcja tolerancji i niezły eye-opener dla wątpiących w równość lub pragnących wniknąć co nieco w duszę nastoletniego Simona, który męczy się niemiłosiernie, obawiając się wyjawić światu swoją seksualną tożsamość.

W tzw. międzyczasie Simon nawiązuje intrygującą internetową znajomość z potencjalnym kandydatem na chłopaka (pseudonim Blue), lecz obydwaj decydują się nie odsłaniać prawdziwych danych, pozostając w eterycznym wirtualnym świecie romantycznych listów i wyznań.

Pamiętajmy jednak, że jak w spektaklu na ścianie wisi broń, to na pewno wystrzeli. I tutaj również bomba wybucha w sposób niespodziewany i bardzo dla Simona krzywdzący, ale drzwi szafy otwierają się na oścież i chłopak wreszcie może być tym, kim od zawsze chciał być. Pytanie - czy epicki coming out pociągnie za sobą happy end w sferze uczuć? Na ile odważny jest nieodgadniony Blue i czy zdoła stawić czoła skostniałemu dość otoczeniu, by być z Simonem?

Miłość, przyjaźń, rodzina, akceptacja - w świeżym wydaniu, daje całkiem pokaźną dawkę pozytywnych emocji i składa się na sukces przełamującej sztywne stereotypy historii homoseksualnej relacji między nastolatkami.

środa, 28 lutego 2018

Żółwie aż do końca/ John Green

MIŁOŚĆ NIE ZAWSZE ULECZY


"Nasze serca były złamane w tych samych miejscach. 
To przypominało miłość, lecz może niezupełnie nią było."

Jeśli istnieje idealnie odzwierciedlony obraz zaburzonego ludzkiego umysłu, to z pewnością "Żółwie..." zasługują na to zaszczytne miano. John Green w sposób mistrzowski prowadzi nas do zakamarków umęczonej chorobą psychiczną głowy nastoletniej Azy, pozwalając tym samym otworzyć się na inność, osobliwość, nie oceniając, nie kategoryzując i nie wrzucając do szuflady powszechnie panujących stereotypów. 

Oprócz tego "Żółwie..." to przepiękna i naprawdę unikatowa opowieść o ogromnym pragnieniu miłości, wbrew wszechogarniającym przeszkodom - zewnętrznym (trudna sytuacja życiowa Davisa) i wewnętrznym (choroba Azy). Relacja przepełniona poezją, czystością, dialogiem, ciepłem - nie ma jednak szansy się rozwijać, gdy choroba i natręctwa są silniejsze niż rozsądek i uczucia. Jak sama Aza powtarza, ta spirala nie ma końca. "(...) ukuto mnie w kuźni cudzej duszy" - powie.

Dzięki monologom wewnętrznym Azy i bezpośrednim zapisom gonitwy jej myśli, jesteśmy w stanie wejść w jej głowę i zrozumieć, co odczuwa chory człowiek - świadomy swych dysfunkcji, marzący o wyzdrowieniu i jednocześnie niepotrafiący tego uzdrowienia wywalczyć.

poniedziałek, 26 lutego 2018

The End of The F***ing World/ reż. Jonathan Entwistle

BYLE DALEJ OD TEGO ŚWIATA




Spotyka się dwoje mocno zaburzonych odludków: niezbyt urodziwy chłopak o psychopatycznych zapędach i nieposkromiona (niepiękna również) dziewczyna, która rzuca przekleństwami z prędkością karabinu maszynowego. On marzy o tym, by ją zabić (krew i ból go kręcą), a ona - chce uciec z dysfunkcyjnego domu i zachłysnąć się dziką wolnością. 

W całym tym emocjonalnym bagnie kiełkuje wyjątkowe uczucie. Krok po kroku młodzi odkrywają siłę bliskości i oddania. Zaplątani w kryminalny epizod, poszukiwani przez władze, pragną wyrwać się ze szponów prawa i odnaleźć własną przystań. 

Z ekranu powalają na łopatki inteligentne dialogi i wrażenie totalnego oderwania od rzeczywistości. Ten serial jest jakiś kosmiczny, ponadprzeciętny. Wisienką na torcie jest genialna ścieżka dźwiękowa i nietuzinkowa gra młodych aktorów (perfekcja!). Nie sposób nie snuć porównań do kultowej historii 'Bonnie i Clyde' - tylko w nowym, świeżym, nastoletnim, dzikim, odjechanym wydaniu. 

'The End of The F***ing World' to nowatorska opowieść ze znakiem zapytania na końcu. Nie tylko śmieszy, ale gdzieś między wierszami chwyta za serce. Mistrzostwo! 

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Zostaw mnie/ Gayle Forman

TRZEBA ODEJŚĆ, BY WRÓCIĆ


Gayle Forman tym razem zasadza uczuciową bombę dla dorosłych, ale siła słowa pozostaje jednako wielka.

Temat ociera się o kontrowersję - oto wzorowa matka wymarzonej dwójki dzieci i szczęśliwa mężatka, zmęczona życiem po przebytym zawale serca - postanawia odejść. Zostawia rodzinę, pakuje niezbędne rzeczy i wsiada do byle jakiego pociągu. Nie goni za młodszym kochankiem, czy lepiej płatną pracą. Chce po prostu odpocząć.

To są pozory. Pozory pt. nowe życie, nowa ja, wolność, brak zobowiązań.

Pod spodem tej iluzji są dramatyczne pytania o początek swojego istnienia (poszukiwanie biologicznej matki), szaleńcza podróż za błogim slow life (bez smartfona i internetowej uwięzi), a w efekcie - wiedza na temat tego, kim jestem, co czuję, kogo kocham i czy jestem gotowa wrócić.

Gayle obala mit idealnej matki, a raczej hołduje matce 'normalnej', prawdziwej, takiej, która ma wątpliwości, która bez wahania oddałaby życie za swoje dzieci, ale która nieraz musi odpuścić, uciec do/ od siebie samej, by nie popaść w obłęd i by wrócić silniejszą, nowo narodzoną.

Gdzieś na drugim planie pojawi się kwestia porzucenia - Maribeth, główna bohaterka, jest adoptowana i pragnie poznać prawdę o swojej matce. Janice - właścicielka organizacji odnajdującej biologicznych rodziców, sama kiedyś zostawiła córeczkę, będąc w dramatycznej życiowej sytuacji i w ten sposób - ofiarowując dziecku szansę na dobre życie. W rozmowie z Maribeth wyjaśni:  "Czasami pozostawienie kogoś własnemu losowi stanowi najpełniejszy wyraz miłości."

Trzeci filar to mąż Maribeth - mąż, który nie przeklina jej wyboru, który zostawia ją w spokoju (wedle prośby), który zakasa rękawy i przejmuje opiekę nad bliźniakami, oczekując na powrót ukochanej, w myśl teorii: "Jeśli kogoś kochasz, puść wolno. Jeśli ten ktoś kocha - na pewno do ciebie wróci."

Czy na pewno mamy prawo odchodzić, by dopasować wszystkie elementy układanki i wrócić już na zawsze?
Czy rzeczywiście w imię miłości trzeba zostawić kogoś w spokoju, puścić wolno i dać mu żyć?
Czy w imię miłości powinniśmy czekać do końca?
Czy ten, który odchodzi, kocha naprawdę?

...

piątek, 12 stycznia 2018

HYGGE PO POLSKU/ IZA WOJNOWSKA

BĄDŹ SZCZĘŚLIWY JAK DUŃCZYK



"Hygge po polsku" to zbiór recept, swoistych "przepisów" na praktykowanie szczęścia. Praktykowanie? - spytacie. Otóż to! Jeśli zastosujemy kilka "trików," nasza perspektywa poszerzy się o nowe doznania i poczujemy ciepło w sercu.

Zapachy, światło, ciepło, przytulność, solidna grupa wsparcia - jeśli zadbamy o te aspekty naszego życia, jest szansa na odnalezienie wewnętrznej równowagi.

Jeśli będziemy kolekcjonować piękne wspomnienia, pielęgnować ważne dla nas relacje i zatrzymywać na chwilę nasz oddech w szaleńczym pędzie codzienności - naprawdę uda się uchwycić momenty, kiedy poczujemy, że wszystko jest takie, jak być powinno.


poniedziałek, 8 stycznia 2018

WIELKI OGARNIACZ ŻYCIA/ PANI BUKOWA

NIE ZMIENIAJ SIĘ I BĄDŹ SZCZĘŚLIWY


"Wielki Ogarniacz..." to genialna propozycja dla wszystkich sfrustrowanych wszechobecnymi trendami pt. 'nowy rok, nowa ja,'  'możesz wszystko' czy 'schudniesz, jeśli tylko chcesz.' Pani Bukowa w cudowny, prześmiewczy sposób rozprawia się z każdym mitem, karmiąc nas ironią i sarkazmem oraz sporą dawką poczucia humoru. 


Kilka przydatnych rad  i złotych myśli (których istną kopalnię stanowi ta właśnie książka):

1. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Łóżko jeszcze chyba nigdy nikogo nie zabiło.
2. Codziennie udajemy, że lubimy ludzi. To się nazywa "dorosłość" i właśnie dlatego w nagrodę wolno nam pić.
3. Słodycze to nie wszystko. Ale wszystko bez słodyczy to nic. 

Jeśli chcesz się trochę pouśmiechać do życia, to musisz to przeczytać! Przez jeden wieczór świat przez okulary Pani Bukowej staje się nawet znośny.
Polecam wszystkim pesymistom!