sobota, 5 stycznia 2019

Dzieci księży/ Marta Abramowicz

KOŚCIÓŁ JEST ŚWIĘTY, ALE TWORZĄ GO GRZESZNICY 



Od razu zaznaczam, że nie jest to pozycja antyklerykalna, ziejąca nienawiścią w stosunku do Kościoła Katolickiego. Autorka pokazuje tytułowe zjawisko z perspektywy kobiet, które uwikłały się w relację z księżmi oraz z punktu widzenia dzieci księży - których pochodzenie nierzadko stanowi istną tajemnicę poliszynela, o której huczy cała wioska.

To, że księża nie dochowują celibatu, to fakt. Większość (nie wszyscy) z nich ma za sobą albo przed sobą jakąś historię związku, często z dzieckiem/ dziećmi w tle. Autorka próbuje pokazać nam, że niedoszłe żony i nieślubne, "świętokradzkie" dzieci cierpią na tej zakazanej miłości najbardziej. Wiodą pozbawioną nadziei na zmianę egzystencję w dożywotniej samotności, tajemnicy, wstydzie i niespełnieniu. Nawet jeśli mężczyzna jest gotów "wziąć ojcowski urlop", zwykle nie dostaje zgody od przełożonego i zostaje przeniesiony do odległej parafii, z dala od rodziny.

W drugiej części książki pani Abramowicz rozprawia się z historią Kościoła, szczególnie z doktryną celibatu. Analizuje też kościelne dokumenty (często wielkich, szanowanych myślicieli), w których rola kobiety jest bezustannie umniejszana, gdyż - wg autorki - tradycja katolicka od stuleci odbiega coraz bardziej od swoich chrześcijańskich korzeni. Autorka, owszem, wytyka błędy kościoła (poza historiami dzieci księży przytacza też szereg zachowań związanych z ukrywaniem pedofilii), ale też i w piękny sposób przypomina nauki Jezusa, twierdząc, że Jezus był "pierwszym i na wiele wieków ostatnim przyjacielem kobiet w Kościele." Podkreśla, że Syn Boży wystąpił przeciw ustalonemu porządkowi, rozmawiał z niewiastami w czasach, kiedy nie uchodziło mężczyźnie poważnie traktować kobietę, wreszcie - ukazał się Marii Magdalenie w dniu zmartwychwstania.

Ksiądz to też człowiek - zdaje się mówić cały katolicki świat. Istnieje jakieś tajemnicze ciche przyzwolenie na "grzeszki" księży, zwłaszcza naszych znajomych, "swoich." To udowadnia, że celibat od zawsze był tworem nierealnym, wymuszonym przez ludzi, nie przez Jezusa. O ileż prościej byłoby - według autorki - gdyby księża mogli realizować się rodzinnie i być bliżej ludzi.

"Powinniśmy dać Jezusowi prawo, aby zszedł z krzyża i zamieszkał wśród nas. Pozwolić mu się ożenić i mieć dzieci, jeśli będzie chciał. Bo w ten sposób zniknie obraz okrutnego Boga, który żąda ofiary ze swojego syna, i pojawi się w jego miejsce inny: obraz łagodnego Boga, który jest Bogiem życia, a nie zabijania."

After, Płomień pod moją skórą/ Anna Todd

MIŁOŚĆ, KTÓRA WYNISZCZA


Wiedziona ciekawością co do tej nastoletniej gorączki nad "sagą" Anny Todd, postanowiłam na własne oczy sprawdzić, skąd taki wybuch entuzjazmu, zwłaszcza u kobiet.

No i już wiem - książka Anny Todd to po prostu Gray dla nastolatek. Nie zrozumcie mnie źle - mimo że kiepsko napisane, to "czytadło" wciąga na amen i powoduje, że chce się dobrnąć do końca. Skojarzenia z niezdrową i toksyczną miłością Catherine i Heathcliffa (które zresztą znajdują się też w samej powieści) nasuwają się automatycznie, no, ale w klasyce Emily Brontë nie było, rzecz jasna, seksu. (u Anny Todd jest go bardzo, bardzo dużo) Natomiast namiętność, porywczość, "pochłanianie" siebie nawzajem - to jest również i u Anny Todd. 

Rozumiem, że dziewczyny zawsze myślą, że niedostępny facet to idealny facet, bo one akurat uzyskają magiczne hasło dostępu i klucz do jego serca, a "on się zmieni." Taki przywilej młodości. Co mnie jednak martwi to fakt, że nakarmione tego typu historiami, utwierdzą się w przekonaniu, że impulsywność i toksyczność oraz młodzieńcze "dramy" są całkowicie naturalne i stanowią odzwierciedlenie dobrego związku. Będą też oczekiwać od przeciętnego młodzieńca wykwintnej sztuki miłosnej, której on być może (jeszcze) nie zna. A im się wydaje, że tak ma być, że on je ma rozpalić do czerwoności, tu i teraz  - jak chłopak z powieści Todd. 

Głównej bohaterce brakuje stanowczości - coś tam próbuje się sprzeciwić, ale wystarczy, że on się zakręci, dotknie, przytuli i ona rozpada się na kawałki, a co za tym idzie - jej godność i niezależność. Takie zachowanie budziło u mnie frustrację. Chciałam potrząsnąć dziewczyną i jej wyjaśnić, że to nie jest zdrowe, że powinna się ogarnąć i odejść z dumnie podniesioną głową. Tymczasem ... no właśnie. Jaka tutaj pozycja kobiety, skoro brnie ślepo w coś, co prawdopodobnie ją wypali i co nie ma jakiejkolwiek przyszłości? 

Jestem ciekawa kolejnych części, głównie ze względu na bohaterkę - liczę, że obudzi się z toksycznego snu i zacznie walczyć o siebie. MAM NADZIEJĘ.