czwartek, 26 lipca 2018

Słońce też jest gwiazdą/ Nicola Yoon

"JEDNAK CZAS I ODLEGŁOŚĆ TO NATURALNI WROGOWIE MIŁOŚCI"



Młodość rządzi się swoimi prawami. Kto oglądał na przykład "Przed wschodem słońca" z genialnym Ethanem Hawkiem i Julie Delpy, ten wie, że prawdziwa miłość MOŻE przyjść w jeden dzień. Jedna, dwie rozmowy MOGĄ zmienić czyjeś życie. Jedno czy dwa spojrzenia MOGĄ sprawić, że płyniesz już w odmętach obłędu i nie szukasz przysłowiowej brzytwy tonącego, bo sam dokonujesz wyboru, że TO JEST TO. A może to LOS (Bóg, bogowie, przeznaczenie)? Może to oni/ one/ on stoją za tą "decyzją", żeby umieścić w jednym miejscu dwoje ludzi, którzy nie mieli (a może mieli?) się spotkać?

Natasha i Daniel są kwintesencją młodości. Natkną się na siebie w przełomowych momentach w swoim życiu, poluzują granice i wpuszczą siebie nawzajem do "osobistych" światów - na kilka godzin, na jeden dzień. Daniel powie: "Wszechświat ewidentnie próbuje mnie uratować przed samym sobą." Natasha wydaje się być tym ratunkiem.

Czy taka miłość ma szansę przetrwać?
Czy miłość młodzieńcza (a więc najsilniejsza, największa, najbardziej szalona, najbardziej intensywna, najpiękniejsza i NAJPIERWSZA) ma możliwość zaistnienia w realnym świecie?

Uwielbiam Daniela - gdy wchodzimy w jego umysł i poznajemy to, co jest w środku, jesteśmy oczarowani. Jego upór w zdobyciu Natashy jest uroczy. To romantyk, poeta, z - jak twierdzi Natasha - "sercem na wierzchu."

Natasha to twarda wojowniczka, zwolenniczka praw fizyki i racjonalizmu, która totalnie nie wierzy w żadną "sobiepisaność" - nie jest mi zatem bliska. Ale! - malutkimi kroczkami Daniel burzy te fasady i przedziera się przez zastygłe blokady, aż ona sama nie jest w stanie pojąć, co się z nią dzieje. ("Ale przecież nie jestem martwa w środku.")

"Nikt nie powinien odnosić obrażeń podczas zakochiwania się." Co na to Daniel i Natasha? Czy faktycznie, wszystko co, było przedtem, wiodło ich do siebie, do tego momentu, do tego dnia? Czy "czas wróci na swoje miejsce", a oni będą żyli długo i szczęśliwie? No i o co chodzi z tym słońcem?

czwartek, 19 lipca 2018

Moje serce w dwóch światach/ Jojo Moyes

MIŁOŚĆ PO RAZ ... TRZECI? 


"(...) można przez źle pojętą dumę kurczowo trzymać się urazy 
albo po prostu puścić ją w niepamięć i cieszyć się tym bezcennym czasem, który jeszcze nam został."



Nie da się przeczytać tej książki, nie znając historii Lou i Willa. (niewtajemniczonych odsyłam do pierwszych dwóch części tej "sagi") Duch Willa unosi się bowiem nad Lou i przenika jej myśli, stanowi jakoby odniesienie/ punkt wyjścia do jej nowojorskich poczynań. 

Zatem Lou rozpoczyna swoją pokręconą przygodę w wielkim mieście. Zgodnie z dewizą Willa - ŻYJ ODWAŻNIE - bierze się za bary ze swoją - do czasów Willa - niezbyt atrakcyjną egzystencją i postanawia mówić "tak" każdemu nowemu wyzwaniu. (co często bywa, o zgrozo, nieco szalone, a nawet niebezpieczne)

Pobyt w Nowym Jorku prowadzi Lou zawiłymi ścieżkami do odpowiedzi na rozmaite "życiowe" pytania: czy wytrwam w miłości na odległość? (kiedy trafia do N.Y., w Anglii zostaje jej bohaterski przystojniak, ratownik Sam) Czy umiem pozostać sobą w świecie rządzonym przez pieniądz, przepych i wielkomiejskie konwenanse? Kim jestem? Komu mogę zaufać? KIM CHCĘ BYĆ właśnie TU I TERAZ? 

Tymczasem pojawia się miłość nr 3 - surrealistycznie podobny do Willa, młody yuppie, Josh. Usiłuje "wychodzić" spotkanie z Lou - mistrz inteligentnego flirtu, a do tego troskliwy, miły i zabawny. (=ideał?) No i bum! Mamy to. Mamy miłość, nowy związek, nowe wyzwanie, nową nadzieję - a może TO JUŻ TO? 

Oprócz tego oczami Lou poznajemy historię polskiej imigrantki, Agnes, która wydaje się być umęczona życiem w cieniu byłej żony swojego ukochanego męża. Albo recepcjonisty Ashoka, którego żona dzielnie walczy o utrzymanie miejscowej biblioteki. Nie wspominając już o ekstrawaganckiej pani z pieskiem, Margot De Witt, której barwna osobowość i rodzinna tajemnica okazują się być największym zaskoczeniem w perypetiach Lou. 

Dla mnie Lou zawsze będzie miała twarz Emilii Clarke, kolorowego ptaka, paradującego dumnie w pasiastych rajstopach i odważnych strojach, z zaraźliwym, głośnym śmiechem i sercem na dłoni. I w zasadzie właśnie rozchodzi się o to, aby Lou taka pozostała - pytanie tylko, czy nowojorskie schematy zdołają ją ujarzmić i zamknąć w klatce "dobrych obyczajów", czy może jednak z pomocą najprzeróżniejszych zrządzeń losu Lou zdoła oswobodzić się z ograniczeń i żyć własnym życiem? 

wtorek, 17 lipca 2018

Adrift/ reż. Baltasar Kormákur

PRZEPŁYNĄŁEM PÓŁ ŚWIATA, ŻEBY CIĘ ZNALEŹĆ


Jeśli władowano w film około 40 mln dolarów, jeśli jest w nim Sam Claflin i  Shailene Woodley, jeśli mamy świadomość, że historia była prawdziwa i bohaterowie są z krwi i kości - to musi być sukces. I jest!

Pomimo licznych niepochlebnych recenzji, uważam film za naprawdę udany! Kto oglądał, ten wie, że punkt kulminacyjny zmienia wszystko! (dla mnie to było takie: CO???? JAK TO????) Shailene jest naturalna, śliczna i uosabia wszelkie cechy rasowej wojowniczki - odradza się z popiołów, spina pośladki i mierzy się z bezlitosnym przeznaczeniem. Retrospekcje-migawki, które pozwalają nam się zapoznać z uroczą historią miłosną bohaterów, są ozdobą filmu. (Sam jest nieziemski, a Shailene czarująca.)

Przesłanie:

Niemożliwe staje się możliwe.
Dzięki miłości jesteś w stanie przetrwać to, co najgorsze.
Masz moc, by zmienić swoje przeznaczenie, by napisać je od nowa.
Siła kobiety jest niebywała.
Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.

POLECAM!

niedziela, 15 lipca 2018

Forever my girl/ reż. Bethany Ashton Wolf

DRUGA SZANSA - DAĆ CZY NIE DAĆ? - OTO JEST PYTANIE 


Obowiązkowa pozycja na lato. Dla romantyków. Dla wierzących w przeznaczenie. Ku pokrzepieniu serc. Ze sporą dawką całkiem fajnej muzyki. 


Liam  niespodziewanie (a więc bezlitośnie) porzuca Josie w dniu ślubu. Woła go wielki muzyczny świat, pełen przepychu i blichtru, w którym bardzo szybko zostaje rozchwytywaną gwiazdą country. Po kilku latach równie nieoczekiwanie wraca na pogrzeb najlepszego kumpla. (Jest już wtedy bożyszczem kobiet, rozpieszczonym idolem tłumu.) I tutaj - jak grom z jasnego nieba - spada na niego wiadomość, że dziewczyna, którą bez serca zostawił niegdyś przed ołtarzem, wychowuje od 7 lat ich dziecko. 

Mała Billy zmienia wszystko. Liam zostaje w rodzinnym miasteczku i robi wszystko, aby się z dziewczynką zaprzyjaźnić. (wątek relacji ojciec-córka jest przeuroczy!!!) Gdzieś w tle odzywają się demony przeszłości, ale też i licealny poryw serca, który - zakopany gdzieś na dnie - wychodzi (nieproszony) na wierzch i zmusza do odpowiedzi na najważniejsze życiowe pytanie: czy to właśnie miłość? 

Tak, ten film to typowa amerykańska opowieść o powrocie do korzeni i odkrywaniu przeznaczenia. Ale czy nie pragniemy czasem pożyć życiem, w którym łatwo dochodzi do szczęśliwego zakończenia, w którym miłość zawsze znajdzie swoją drogę, w którym wygrywają prawda i dobro? 

Zanurzamy się w świat idealny i przez dwie godziny wierzymy, że miłość zwycięży wszystko. Czego chcieć więcej?