ŻEGLUGA PO OCEANIE WSPOMNIEŃ
"Życzę ci wszystkiego tyle, ile potrzeba ... Tyle słońca, ile potrzeba, żeby rozjaśniło ci dni.
Tyle deszczu, ile potrzeba, żebyś doceniła słońce.
Tyle radości, ile potrzeba na wzmocnienie duszy,
ale też tyle smutku, ile potrzeba,
byś mogła docenić drobne przyjemności w życiu.
I tyle spotkań, ile potrzeba, żebyś ...
przywykła do ... pożegnań ..."
Boże mój, ale to była piękna literacka przygoda. Pokochałam Doris od pierwszego wejrzenia, jej sposób prowadzenia nas przez historię barwnego słodko-gorzkiego życia, jej ciepło, tęsknotę, utraconą miłość, smutek, nadzieję. Jej żeglugę "po oceanie wspomnień."
Doris żyje z przesłaniem matki właściwie przez wszystkie lata. Miej wszystkiego tyle, ile potrzeba ... Los istotnie zsyła jej potężne dawki cierpienia, tuż obok euforycznych chwil szczęścia, kiedy "mocno ściska życie." Dni wypełnione blichtrem paryskich salonów mody, ale też obskurnych kajut statku zmierzającego do Europy.
Tytułowy czerwony notes Doris dostaje w prezencie od ojca, będąc małą dziewczynką i odtąd stanie się swoistym pamiętnikiem jej życia. Karty notesu pomieszczą każdą poznaną osobę, która odciśnie piętno na jej życiu. Dobrych i złych ludzi. Miłość i nienawiść. Bogactwo i biedę.
Teraz Doris ma 96 lat i postanawia spisać garść wspomnień dla swojej najukochańszej siostrzenicy, Jenny. Czuje, że zbliża się koniec ziemskiej tułaczki. Jest niedołężna i coraz mniej samodzielna, czego sama przed sobą nie potrafi przyznać. Kiedy Doris zaprasza nas w tę magiczną wędrówkę, zachwyca nas bogactwo doświadczeń i feeria kolorów, a jednocześnie trudno nam uwierzyć, że oto ta do bólu samotna starsza kobieta niegdyś zdobywała paryskie salony mody i opędzała się od adorujących ją mężczyzn. Pęka nam serce, czujemy, że Doris jak nic w świecie pragnie bliskości i uczucia, że właśnie miłość i nadzieja trzymały ją tak długo przy życiu. Jak sama pisze, ogląda się ciągle we wsteczne lusterko, karmi się tym, co było. Przeżyła przyjaźnie, które przetrwały próbę czasu, przeżyła walkę o przetrwanie na obcym lądzie, poznała także wszystkie odcienie cierpienia, ale nigdy nie dała "pokonać się życiu." Teraz pragnie zapisać karty notesu, pragnie ocalić swe życie od zapomnienia.
Przy Doris poznacie znaczenie słowa "miłość." To miłość epicka, silna jak skała, "rozrywająca serce," nieszczęśliwa, niespełniona. Raj utracony. Ktoś, kto "zagnieździł się w naszym sercu i został w nim na dobre." Doris ogrzewa się wspomnieniami sprzed 50 lat, nie ma wątpliwości co do tego, kogo kochała przez całe życie. Najbardziej chyba zdumiewa nas to, że gdyby ta historia miała miejsce dzisiaj, młoda Doris za pomocą Facebooka bez problemu odnalazłaby swojego Allana i żyliby długo i szczęśliwie. Tymczasem historia utraconej miłości Doris jest realistyczna na ówczesne czasy, wiarygodna, pozbawiona lukru i dlatego porusza najczulsze struny naszego serca.
"Czerwony notes" momentalnie przeniósł mnie do małego, sztokholmskiego mieszkanka, w którym Doris zaczyna "tchnąć życie" w nazwiska zapisane w starym, sfatygowanym zeszycie. Ruszyłam z nią w niespodziewaną podróż do Paryża, a potem do Nowego Jorku. Czułam na swojej skórze jej szczęście i rozpacz. Myślę, że Sofia Lundberg stworzyła małe-wielkie arcydzieło, coś na miarę wiktoriańskich klasyków, powieść niezapomnianą, przepiękną, unikatową, jedyną w swoim rodzaju - jak czerwony notes Doris i to, co każdy z nas w nim odnajdzie.