wtorek, 26 maja 2020

Pozwól mi wrócić/ B.A. Paris

KIEDY ZŁOWROGA PRZESZŁOŚĆ STUKA DO DRZWI


Layla znika w tajemniczych okolicznościach, w trakcie powrotu z romantycznego wyjazdu z narzeczonym Finnem. Nigdy nie odnaleziono jej ciała, więc ciągle figuruje w spisie osób zaginionych.

Mija kilka lat, Finn jest w związku z - o, ironio - siostrą Layli, Ellen; planują ślub. Ni stąd, ni zowąd, zaczynają się dziać przedziwne rzeczy. Oboje znajdują w różnych miejscach małe laleczki matrioszki, które zarówno Finn jak i Ellen kojarzą momentalnie z pewną opowieścią z dzieciństwa Layli. Dodatkowo, ktoś twierdzi, że ją widział, ba! nawet sama Ellen jest tego niemalże pewna.

Robi się dość złowieszczo. Finn wdaje się w korespondencję z kimś, kto podaje się za zaginioną dziewczynę i bawi się z nim w kotka i myszkę. Pytanie, czy tym kimś jest osoba, którą zna, czy może którą znali oboje, a może ... (choć wydaje się to surrealistyczne) sama Layla?

Fajnie się czyta, jak wszystkie dotychczasowe powieści B.A. Paris. Typowy (i to nie przytyk) thriller psychologiczny. Końcówka szokuje, więc warto.

PS. Spoiler: Finn nie mówi całej prawdy.

wtorek, 12 maja 2020

Podtrzymując wszechświat/ Jennifer Niven

KTO PODTRZYMUJE TWÓJ WSZECHŚWIAT? 



Dochodzę do wniosku, że dawno już ktoś w tak cudowny sposób nie pisał o uczuciach, jak Jennifer Niven. "Wszystkie jasne miejsca" uplasowały się w mojej pierwszej dziesiątce ever, po czym weszłam w świat Libby i Jacka - i przepadłam. "Podtrzymując wszechświat" ustawię również na podium, bez dwóch zdań!

Wydaje mi się, że Jennifer potrafi oplatać słowami jak nieinwazyjny bluszcz. Te słowa cię pochłaniają, otwierają drzwi do surowego wnętrza bohaterów, gdzie nie ma obłudy, fejku i tajemnic. Kto bowiem napisze "Nasze oczy trzymają się za ręce"? To jest przecież genialne!

W każdym razie mamy tutaj epicką historię Libby i Jacka. Libby - jest znana lokalnej (i nie tylko) społeczności jako najgrubsza nastolatka Ameryki, którą kilka lat temu trzeba było d o s ł o w n i e wyciągać z domu za pomocą dźwigu. Po długim czasie domowego nauczania nastoletnia już Libby decyduje się na powrót do liceum, do gniazda os (a może nie?). Jack z kolei skrywa znaną tylko jemu tajemnicę - cierpi na prozopagnozję, chorobę charakteryzującą się niezdolnością rozróżniania ludzkich twarzy. Schorzenie Jacka najczęściej prowadzi do zabawnych konsekwencji, ale czasami sprawy wymykają się spod kontroli. Chłopak jako tako funkcjonuje, ale na co dzień jest totalnie pogubiony, nie poznaje nawet swojego ukochanego braciszka i rodziców. Kurczowo trzyma się swojej nie-do-końca-idealnej dziewczyny, generalnie pajacuje przed kolegami, aby utrzymać popularność i trzymać fason. Ma burzę sterczących włosów i nieodparty urok osobisty.

Pewnego dnia, z wiadomych jedynie sobie powodów (które wyjaśnia potem w liście do Libby), Jack bierze udział w durnej szczeniackiej zabawie, mającej na celu pogrążenie dziewczyny na oczach całej szkoły. Na skutek tegoż incydentu, w trakcie którego Libby w akcie samoobrony daje mu w pysk, oboje trafiają na zajęcia ze szkolnym psychologiem. Ciąg dalszy MUSICIE poznać sami - to nie tylko przepiękna opowieść o naprawdę wyjątkowej więzi, ale też inteligentna rozprawa ze stereotypami, które zdają się rządzić naszym życiem, a zwłaszcza światem młodych ludzi. Ponadto, pokochacie Libby! Jest bystra, oczytana, uwielbia taniec i stara się dzielnie wytrwać w samoakceptacji. Lubi siebie. Życie porządnie ją pokancerowało, ale to nie pozbawiło jej empatii i wrażliwości. Podąża za mottem Harper Lee, przekazywanym jej przez ukochaną mamę: "Nigdy tak naprawdę nie zrozumie się człowieka, dopóki nie spojrzy się na sprawy z jego punktu widzenia (...) dopóki nie wjedzie się w jego skórę, nie pochodzi się w jego skórze po świecie." I tak jak Libby zawsze chce "przechadzać" się w cudzej skórze, tak i my wchodzimy w skórę jej i Jacka. A dzięki specyfice pisania Jennifer Niven, jesteśmy z nimi jak dobrzy towarzysze, doświadczając zarówno radości, jak i beznadziei, kibicując ich relacji, wierni złotej myśli Harper Lee: "Trzymaj głowę wysoko, a pięści nisko."

niedziela, 10 maja 2020

Dziewczyna, którą znałaś/ Nicola Rayner

KOBIETA WIDMO 


Piękna dziewczyna o czerwonych włosach Ruth zniknęła kilka lat temu. Uznano, że utopiła się w jeziorze, nad ranem po zakrapianej studenckiej imprezie. Ruth należała do studenckich znajomości George'a, męża Alice. (kobieta nie do końca jest świadoma wszystkich sekretów swojego męża, na marginesie) Kiedy wychodzi na jaw, że Ruth i George byli kiedyś ze sobą związani, a dodatkowo Alice mija w pociągu tajemniczą rudowłosą piękność, rozpoczyna swoiste prywatne śledztwo i odkrywa karty ukryte przed laty przez ukochanego (?) męża. W retrospekcjach poznajemy studenckie życie w St. Anthony's, a wraz z nim - poza przyjaźnią i miłością -  przemoc i perfidne intrygi, które nierzadko przyprawiają nas o gęsią skórkę.   

Nie jest to literatura wysokich lotów, ale szybko i miło się czyta, raczej jak niezły sensacyjny film, z zaskakującym finałem. 

niedziela, 3 maja 2020

Czerwony notes/ Sofia Lundberg

ŻEGLUGA PO OCEANIE WSPOMNIEŃ 



"Życzę ci wszystkiego tyle, ile potrzeba ... Tyle słońca, ile potrzeba, żeby rozjaśniło ci dni. 
Tyle deszczu, ile potrzeba, żebyś doceniła słońce. 
Tyle radości, ile potrzeba na wzmocnienie duszy, 
ale też tyle smutku, ile potrzeba, 
byś mogła docenić drobne przyjemności w życiu. 
I tyle spotkań, ile potrzeba, żebyś ... 
przywykła do ... pożegnań ..." 


Boże mój, ale to była piękna literacka przygoda. Pokochałam Doris od pierwszego wejrzenia, jej sposób prowadzenia nas przez historię barwnego słodko-gorzkiego życia, jej ciepło, tęsknotę, utraconą miłość, smutek, nadzieję. Jej żeglugę "po oceanie wspomnień." 

Doris żyje z przesłaniem matki właściwie przez wszystkie lata. Miej wszystkiego tyle, ile potrzeba ... Los istotnie zsyła jej potężne dawki cierpienia, tuż obok euforycznych chwil szczęścia, kiedy "mocno ściska życie."  Dni wypełnione blichtrem paryskich salonów mody, ale też obskurnych kajut statku zmierzającego do Europy. 

Tytułowy czerwony notes Doris dostaje w prezencie od ojca, będąc małą dziewczynką i odtąd stanie się swoistym pamiętnikiem jej życia. Karty notesu pomieszczą każdą poznaną osobę, która odciśnie piętno na jej życiu. Dobrych i złych ludzi. Miłość i nienawiść. Bogactwo i biedę. 

Teraz Doris ma 96 lat i postanawia spisać garść wspomnień dla swojej najukochańszej siostrzenicy, Jenny. Czuje, że zbliża się koniec ziemskiej tułaczki. Jest niedołężna i coraz mniej samodzielna, czego sama przed sobą nie potrafi przyznać. Kiedy Doris zaprasza nas w tę magiczną wędrówkę, zachwyca nas bogactwo doświadczeń i feeria kolorów, a jednocześnie trudno nam uwierzyć, że oto ta do bólu samotna starsza kobieta niegdyś zdobywała paryskie salony mody i opędzała się od adorujących ją mężczyzn. Pęka nam serce, czujemy, że Doris jak nic w świecie pragnie bliskości i uczucia, że właśnie miłość i nadzieja trzymały ją tak długo przy życiu. Jak sama pisze, ogląda się ciągle we wsteczne lusterko, karmi się tym, co było. Przeżyła przyjaźnie, które przetrwały próbę czasu, przeżyła walkę o przetrwanie na obcym lądzie, poznała także wszystkie odcienie cierpienia, ale nigdy nie dała "pokonać się życiu." Teraz pragnie zapisać karty notesu, pragnie ocalić swe życie od zapomnienia. 

Przy Doris poznacie znaczenie słowa "miłość." To miłość epicka, silna jak skała, "rozrywająca serce," nieszczęśliwa, niespełniona. Raj utracony. Ktoś, kto "zagnieździł się w naszym sercu i został w nim na dobre." Doris ogrzewa się wspomnieniami sprzed 50 lat, nie ma wątpliwości co do tego, kogo kochała przez całe życie. Najbardziej chyba zdumiewa nas to, że gdyby ta historia miała miejsce dzisiaj, młoda Doris za pomocą Facebooka bez problemu odnalazłaby swojego Allana i żyliby długo i szczęśliwie. Tymczasem historia utraconej miłości Doris jest realistyczna na ówczesne czasy, wiarygodna, pozbawiona lukru i dlatego porusza najczulsze struny naszego serca. 

"Czerwony notes" momentalnie przeniósł mnie do małego, sztokholmskiego mieszkanka, w którym Doris zaczyna "tchnąć życie" w nazwiska zapisane w starym, sfatygowanym zeszycie. Ruszyłam z nią w niespodziewaną podróż do Paryża, a potem do Nowego Jorku. Czułam na swojej skórze jej szczęście i rozpacz. Myślę, że Sofia Lundberg stworzyła małe-wielkie arcydzieło, coś na miarę wiktoriańskich klasyków, powieść niezapomnianą, przepiękną, unikatową, jedyną w swoim rodzaju - jak czerwony notes Doris i to, co każdy z nas w nim odnajdzie.