niedziela, 1 kwietnia 2018

To the bone/ reż. Marti Noxon

NAJWAŻNIEJSZE JEST TO, CO MÓWI WAGA 


Kiedy rok temu ukazał się na Netflixie "Aż do kości", na film natychmiast wylało się wiadro pomyj za sposób, w jaki zilustrowano zaburzenia odżywiania i praktykowaną tamże terapię. Powiem tak - jest w tym odrobinę prawdy, albowiem niekonwencjonalne sposoby dr Beckhama wydają się być nie tylko dziwaczne, ale również mocno nieskuteczne. Tym niemniej, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że droga do uleczenia (z każdego uzależnienia) wiedzie przez samoświadomość chorego, a nie przymus - potrafimy wówczas pojąć jej sens.

Grupa wsparcia jest w zasadzie sama dla siebie terapią. Jest to swoista wybuchowa mieszanka wszelakich postaci - a nad każdą z nich jak czarna gradowa chmura unosi się widmo choroby. To, co uderza najmocniej, to sztuczki, do jakich uciekają się osoby uzależnione, by przechytrzyć "system" - poczucie ulgi spowodowane poddaniem się anoreksji jest silniejsze niż wszystko inne. Silniejsze niż chęć życia, zdrowie, miłość.

Pozytywne jest to, że twórcy filmu nie wrzucają do jednego worka czynników generujących chorobę. Jednak - zasadniczą rolę odgrywa komunikacja w rodzinie, emocjonalne porzucenie, trochę czynniki genetyczne (depresja matki). Tutaj nic nie jest czarno-białe - tak naprawdę osobą, która walczy jak lwica o zdrowie Ellen jest jej znienawidzona macocha, Susan. Matka Ellen zaś w pewnym momencie załamuje ręce i mówi: zaakceptuję to, jeśli wybierzesz śmierć. Mocne, prawda? 

Lily Collins jako Ellen jest naprawdę sugestywna w swej kreacji, ale to Alex Sharp w roli Luke'a trzyma ten film w garści - wprowadza powiew świeżości, dynamikę i feerię barw - plus poprzez graną postać daje nadzieję, że wyzdrowienie JEST OSIĄGALNE - jeśli pokona się samego siebie.

Zakończenie nieco rozczarowuje, gdyż spłyca temat do metafory DNA, od którego chory ma się odbić, a każdy, kto posiada jakiś zalążek wiedzy na ten temat, wie, że nierzadko dno poprowadzi chorego w ciemność, bez możliwości odwrotu. Powiedzenie uzależnionej osobie: weź się w garść, chrzanisz głupoty, życie jest warte życia - niewiele zdziała, jeśli chory sam nie odczuje, że śmierć jest blisko. Myślę, że to właśnie miał symbolizować niby-sen w niby-zaświatach, niemniej jednak trąciło banałem i amerykańskim happy endem.

Pomimo to warto się pochylić nad tematem, rozejrzeć wokół, aby uwrażliwić się na cierpienie drugiego człowieka. Twórcy filmu, przez pryzmat własnych doświadczeń z zaburzeniami odżywiania (reżyser Marti Noxon i odtwórczyni roli Ellen, Lily Collins), pragnęli zwiększyć świadomość społeczną na ich temat, przybliżyć obraz poranionego człowieka, nad którym choroba przejęła kontrolę i którego wyżera od środka, aż do kości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz