THE POWER OF LOVE
Adam i Harry
poznają się przypadkiem, będąc jedynymi mieszkańcami wielkiego londyńskiego wieżowca
(co wydaje się dziwne, ale po dłuższym czasie nabiera znaczenia). Adam
(oszałamiający Andrew Scott) jest scenarzystą-samotnikiem, który – osierocony w
wieku 12 lat – przez całą młodość zmagał się ze swoją homoseksualnością (lata
90-te, epidemia AIDS, marne początki jakiejkolwiek otwartości na środowisko
LGBTQ+, o którym wówczas nikt nie słyszał). Harry (genialny Paul Mescal), jego młodszy
o kilka lat sąsiad, dorastający dwie dekady później, w świecie już bardziej
otwartym i przyjaznym, ma zgoła inne, mniej traumatyczne, doświadczenia. Chyba
dzięki temu jest w stanie przebić się przez emocjonalną skorupę Adama i pokazać
mu, że szczęście jest w zasięgu ręki.
Odnoszę
wrażenie, że opisanie kiełkującego między nimi uczucia za każdym razem otrze
się o banał. Ale kiedy spotykają się dwie delikatne dusze, kiedy Adam zrzuca
zbroję i zaprasza Harry’ego do swojego świata, kiedy razem odkrywają, jak
smakuje dobra, cierpliwa miłość – to wówczas jest jedynie czyste piękno, słońce
i uśmiech. Co więcej, Adam pewnego razu odwiedza swój dom rodzinny, gdzie – tu szok!
- spotyka swoich (nieżyjących?) rodziców (rewelacyjni Jamie Bell i Claire Foy),
a tym samym ma jedyną, niepowtarzalną szansę rozprawić się z przeszłością,
która – nieproszona – nie pozwala mu zakotwiczyć się w teraźniejszości i cieszyć
się spokojem.
Nie zdradzę
więcej; wierzę, że sprawdzicie na własnej skórze, samodzielnie odkryjecie
wszystkie tematyczne warstwy i rozszyfrujecie symbole (tu będzie się działo,
gwarantuję!!!). Ten film po prostu TRZEBA zobaczyć! Ktoś mógłby powiedzieć: ale
tutaj nic się nie dzieje, ot, spotyka się dwoje nieznajomych … (STRANGERS!) Tymczasem
- na pograniczu jawy i snu rozgrywa się niezwykła opowieść, która – jeśli tylko
pozwolicie - wkradnie się w każdy zakamarek Waszych serc i zostanie tam na
wieki wieków.
To film otoczony
mgłą surrealizmu, z przepiękną ścieżką dźwiękową – film, w którym głównymi
bohaterami są tylko i wyłącznie uczucia, a Adam i Harry są jedynie pośrednikami,
mającymi rozłożyć je na kawałki i pomóc zrozumieć. Jest tutaj wszystko: żal, lęk,
cierpienie, miłość rodzica, miłość syna, miłość romantyczna. I wreszcie – „Dobrzy
nieznajomi” to także opowieść o żałobie, o pożegnaniu z tym, co już za nami i o
tym, że – i tu zapewne otrę się, chcąc nie chcąc, o banał – nic nie pokona siły
miłości i w ostatecznym rozrachunku tylko ona ma sens.