NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO
"Zrozumiałam, że niektóre chwile trwają całą wieczność. A nawet jak się skończą,
to i tak trwają. Nawet kiedy umrzesz i cię pogrzebią,
one nadal trwają, podążają w przód
i cofają się, w nieskończoność.
Są wszystkim i wszędzie, jednocześnie. To one mają znaczenie."
Nieprawdopodobna książka, po której długo miałam syndrom osierocenia i czytelniczego kaca, niezdolna zacząć przygodę z czymś nowym. Będzie na mojej liście TOP TEN, bezapelacyjnie.
Pomysł niby znajomy, czyli "dzień świstaka" - przeżywany kilkakrotnie przez główną bohaterkę, nastolatkę Sam. Pytanie, DLACZEGO tak się dzieje i co tam się kryje pod tą warstwą pseudo-popularności, lekkiego i łatwego życia, jakie przyszło jej wieść w liceum?
Stopniowo zdejmujemy wraz z Sam te nagromadzone przez beztroskie (?) lata warstwy - sekret wszechstronnej admiracji, licealną hierarchię społeczną, płytkie miłosne przygody, a wreszcie - tę kluczową sprawę - sprawę Juliet, wieloletniej ofiary młodzieżowej tyranii.
Juliet jest osią powieści - to wokół niej skupiają się poszczególne dni, jak się finalnie okazuje - nie bez powodu. To jej postać pozwala odpowiedzieć na pytanie, gdzie jest odkupienie win, ile szans na poprawę swojego życia możemy dostać i czy jesteśmy w stanie odwrócić przeznaczenie. Samantha z uporem wariata dąży do tego, by je oszukać, przechytrzyć, wymknąć się bezlitosnej, absurdalnej machinie i wrócić "do żywych." Gdzieś po drodze, w szaleńczym pościgu z czasem, udaje jej się kolekcjonować najpiękniejsze wspomnienia, uchwycić sens życia i przeżyć najcudowniejszą, najczystszą miłość. Ostatecznie - dokonać największego możliwego poświęcenia, w imię ocalenia dusz - swojej i Juliet. I to jest to, co wbija nas w fotel, obezwładnia i nie odpuszcza - bo przecież w całym szaleństwie drugi człowiek jest dla nas najważniejszy.