wtorek, 21 lipca 2020

Cudowny chłopak/ reż. Stephen Chbosky

"NAJWAŻNIEJSZE JEST NIEWIDOCZNE DLA OCZU"?



Kurczę, wiedziałam, że to przyjemne kino familijne z niegłupim przesłaniem, ale mimo to zaskoczyło mnie kilka rzeczy.

Po pierwsze - główny bohater, Auggie. Ujęły mnie jego mądrość i wrażliwość, w połączeniu z głębokim bólem i poczuciem odrzucenia, z którym przychodzi mu się mierzyć praktycznie przy każdorazowej konfrontacji z rówieśnikami. Niekończąca się emocjonalna huśtawka byłaby wycieńczająca dla stabilnego dorosłego, a co dopiero dla dorastającego dzieciaka.

Po drugie - to nie jest bajeczka o tym, że chłopak po kilku latach edukacji domowej wraca do szkoły i jest super. Wręcz przeciwnie - dzieci bywają okrutne i w filmie mamy tego dobitne przykłady. Auggie przeklina swój wygląd i nawet pyta mamę, dlaczego jest TAKI BRZYDKI.

Po trzecie - Auggie'go wychowują rewelacyjni rodzice, którzy sami tworzą fajny tandem, a ponadto mają cudowne podejście do syna. (Julia Roberts i Owen Wilson są bardzo przekonujący) Aczkolwiek, oni również popełniają błędy, nieświadomie "spychając" na drugi plan swoją starszą córkę.

Co jeszcze tu wygrzebałam? Wachlarz emocji, smutek na przemian ze śmiechem, współczucie z dumą. Podprogowe przesłanie, które finalnie już jawnie krzyczy z ekranu: hej, ludzie, wygląd NAPRAWDĘ nie jest najważniejszy! Koniec końców, dzieci dają genialną lekcję tolerancji i gdyby tak przenieść ich zachowania na grunt dorosłości, nikt nie czułby się wykluczony i mielibyśmy iście sielski świat, w którym najistotniejsze byłoby wnętrze i dobre serce. Można pomarzyć, prawda?

środa, 1 lipca 2020

Normalni ludzie/ Sally Rooney

KIM WŁAŚCIWIE SĄ NORMALNI LUDZIE?



"(...) nie jestem religijny, ale czasem naprawdę myślę, 
że Bóg stworzył cię dla mnie."

Co się dzieje, kiedy spotykają się dwie pokiereszowane przez przeszłość osoby, usiłując stworzyć coś na kształt związku? Można przewidzieć: system gierek, niedopowiedzeń, manipulacji i ucieczki od zbliżeń przeplatają się cyklicznie z euforyczną miłością i (nie)pozornymi chwilami szczęścia.

Przekrój przez cztery lata wspólnej szarpaniny i braterstwa dusz, powrotów i odejść, upokorzeń i ekstatycznych uniesień może czytelnika nieźle umęczyć. Mnie osobiście zmęczyło, ale może właśnie dlatego, że "związek" Marianne i Connella jest po prostu realny? Chwilami bywa romantyczny, ale daleko mu do Szekspira czy Austen. Raczej surowy, obdarty ze słodkiej otoczki, jednocześnie wypełniony miłością aż do bólu. Sęk w tym, że za obojgiem ciągnie się ogon paskudnych emocjonalnych doświadczeń, które - nieproszone - wyłażą na wierzch akurat wtedy, kiedy pojawia się szansa na piękny spacer w chmurach, "okno wychodzące na prawdziwe szczęście," którego - jak opisuje autorka -  nie można otworzyć ani się przez nie przecisnąć.