środa, 30 grudnia 2020

Nas dwoje/ Holly Miller

 ZROBIĘ WSZYSTKO, ŻEBYŚ BYŁA SZCZĘŚLIWA


"Zrobiłbym to jeszcze raz. (...) 
Nawet gdyby nic nie mogło się zmienić. 
Zakochałbym się w niej znowu w mgnieniu oka."

Mówi się, że prawdziwa miłość zaczyna się tam, gdzie kończy się twoje "ja", a zaczyna istnienie drugiego człowieka. Wymaga wyrzeczeń, często trudnych decyzji, czasami prowadzi do rozstania. Jeśli kogoś kochasz - i właśnie dlatego, że kochasz - puść go wolno, niech chłonie życie i szuka spełnienia, chociażby miało się dokonywać bez twojego udziału. 

Joel i Callie tworzą świetną parę. Urocze "podchody", szczere rozmowy, wspólne cele i marzenia. Za kurtyną normalności ukrywa się ciemna strona Joela. Obdarzony - a raczej: obarczony - tajemniczym darem przewidywania przyszłości za pomocą snów, Joel poznaje datę śmierci swojej ukochanej. Ponieważ od dzieciństwa jego przepowiednie (jeśli nie zdoła ich jakimś sposobem "powstrzymać") się ziszczają, także i tym razem nie ma wątpliwości co do dnia, kiedy Callie umrze. 

Pojawiają się dwa wyjścia. Albo młodzi zostaną razem, trzymając się kurczowo miłości, wierząc irracjonalnie, że ona odwróci los. Albo Joel podejmie najbardziej dramatyczną decyzję w swoim życiu, uwalniając Callie od siebie i złowieszczej "zaprogramowanej" przyszłości - tym samym umożliwiając jej przeżycie danego czasu bez niego, nie tracąc przy tym  ufności, że to jedyna droga, by Callie dogoniła swoje szczęście. "Powinienem wcisnąć hamulec, gdy tylko poczułem, że moja głowa przegrywa walkę. (...) Uświadamiam sobie, że przy mnie jedynie w połowie byłaby osobą, którą może się stać."

Początkowo rozstanie nie służy żadnej ze stron. Po kilku miesiącach okazuje się jednak, że dziwnym trafem zaczynają się spełniać marzenia Callie - wyśnione podróże, nowe doświadczenia. Pojawia się też nowe uczucie, możliwości, życiowe szanse. W najmniej oczekiwanych momentach przed oczami wyłania się obraz Joela, budzi się myśl, by mu opowiedzieć o tym, co się dzieje, a może nawet zwyczajnie się przytulić. Okazuje się bowiem, że "jest milion rodzajów niesamowitości." Serce można podzielić na pół, wspomnieniami ogrzać się w zimny wieczór. 

Callie przez całe życie pisze do Joela pocztówki - swoiste "rozmowy przez ocean." Nie wysyła ich, daje na przechowanie przyjaciółce. Kiedy spotyka Joela przypadkowo na peronie, czas staje w miejscu, serce się wyrywa, targane huraganem uczuć. Na próżno - obydwoje wiedzą, że przecież nie może się wydarzyć już nic poza spojrzeniem i niemym wyznaniem miłości - ponieważ koniec jest już zapisany. 

Joel zwrócił Callie normalność, pozwolił jej wieść życie, o jakim marzyła. Podróże, dobry mąż, dzieci, bezpieczeństwo. Wystarczyła mu świadomość, że kobieta jego życia "gdzieś tam jest", szczęśliwa, nie odlicza dni do nieuchronnego końca. Dobrowolnie "zaprosił" do siebie nieszczęście i cierpienie rozstania - targując się z losem o kilka lat szczęścia dla swojej ukochanej. 

Tylko miłość bezinteresowna, wyzuta z jakiegokolwiek egoizmu, jest w stanie popchnąć kochającą osobę do takiego wyboru. Przypnę ci skrzydła, odejdę i będę z tobą rozmawiał w swoich myślach, abyś czasami sobie o mnie przypomniała, żyjąc wielobarwnym życiem, na jakie zasługujesz. 

czwartek, 10 grudnia 2020

Nie ma drugiej takiej/ reż. Stephanie Laing

MIŁOŚĆ UCHRONI OD ŚMIERCI?


Podchodziłam niepewnie do produkcji na Netflixie - wiadomo, co do filmów, nie zawsze jest się czym zachwycać, jednak zdarzają się (wcale nie tak rzadko) miłe niespodzianki, a nawet i prawdziwe perełki. 

Ten film jest wyjątkowy, bowiem już od pierwszych minut wiemy, że główna bohaterka umrze (to żaden spojler, wyjaśnia to początkowa scena). I wtedy rodzi się w nas bunt: jak to? Więc po co ta cała piękna historia? 

Tymczasem okazuje się, że tragiczny finał (o którym już zostaliśmy poinformowani) w żaden sposób nie zniechęca do zanurzenia się w tę opowieść. Sam i Abbie znają się od dzieciństwa, przeszli razem całe swoje życie, dojrzewali razem, zbudowali potężny i niezniszczalny fundament przyjaźni, a na nim - miłość. Są naprawdę fajną parą! (tym bardziej rozrywa nam serce, że Abbie umrze) 

Wszystko jest cudowne i urocze do czasu, gdy jak grom z jasnego nieba spada na nich jedna z tych wiadomości, które - banalnie ujmując - zmieniają wszystko. Abbie ma nowotwór i rozpoczyna leczenie. Sam jest troskliwy i wspierający - taki jaki powinien być. Tymczasem w głowie Abbie rodzi się plan, aby potajemnie znaleźć nieporadnemu narzeczonemu jakąś miłą dziewczynę na czas "PO" niej. Powód: Sam jest lekko nieogarniętym nauczycielem, kompletnie niedoświadczonym w temacie randek. 

W ten sposób niełatwa już sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, pojawiają się nowe, trudne uczucia. Zakończenie znamy, ale zanim ono nastąpi, poznamy przyjaciela Abbie - Myrona (genialna rola Christophera Walkena), pielęgniarza Dominica i inne interesujące osobowości - zapewniam, że będziecie pod urokiem każdej z nich! 

Nie ma wątpliwości co do tego, że podobnie jak ja, będziecie chcieli, żeby Abbie była przykładem medycznego cudu. Sam jest świetny i dla niego oraz ich niezaprzeczalnie niespotykanej miłości Abbie powinna żyć. Wraz ze śmiercią na wszystko jest już za późno. 

Jednak ... może sens w tym, że taka mistyczna jedność dusz zdarza się raz na milion i sama świadomość jej doświadczenia sprawia, że nawet śmierć pokłoni się miłości?

Ostatecznie: "Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość."