niedziela, 1 kwietnia 2018

Każdego dnia/ David Levithan

O TYM, JAK KAŻDEGO DNIA WYŚCIG Z CZASEM POZWALA BYĆ BLIŻEJ MIŁOŚCI


"Ludzie zwykle zakładają, że miłość będzie trwała, tak samo jak wierzą w trwałość swojego ciała. Nie zdają sobie sprawy, że najlepsza w miłości jest jej regularna obecność w życiu. Kiedy już do tego dojdą, zyskają dodatkowy fundament. Jeśli jednak nie można liczyć na jej regularną obecność, wtedy zostaje w życiu tylko jedna podwalina." 

Powieść Levithana, osławiona ostatnimi czasu przy okazji ekranizacji, ma ogromny potencjał na bycie epicką historią z domieszką surrealizmu. Ma, tymczasem ... czegoś w niej zabrakło.

Temat jest naprawdę niezły. Oto pewna istota - A. - odkąd pamięta, każdego dnia budzi się w ciele innej osoby i "zabiera" jej z życia jeden dzień. Gdy go/ ją poznajemy, przeżywa dzień 5994, czyli załóżmy, że ma około 16 lat.

Wówczas Los (Siła? Przeznaczenie?) stawia na jego/ jej drodze nastolatkę Rhiannon, w której A. bez pamięci się zakochuje, co stanowi zalążek jego/ jej dalszych poczynań. Od tamtego dnia, mianowicie, podejmuje nadludzki wysiłek, by KAŻDEGO DNIA spotkać się z ukochaną i spędzić z nią kolejny dzień. Tyle może jej podarować.

Rhiannon, pomimo targanych nią sprzecznych uczuć, akceptuje ten stan rzeczy, chociaż marzy jej się posiadanie "normalnej" drugiej połówki i prowadzenie typowego życia. Punktem zwrotnym okazuje się wiadomość, że istnieje sposób, aby któreś z przeżytych żyć A. mógł zatrzymać "na dłużej", tylko ... cena jest wysoka.

Podsumowując - czytanie Levithana nie zaliczam do zmarnowanego czasu. Możliwości bowiem były niemałe, zabrakło jedynie jakieś iskry, spoiwa, wartkiej akcji, płynnego zakończenia, magii. Wielka szkoda, bo mogłaby się wykluć prawdziwa perełka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz