niedziela, 19 kwietnia 2020

Kalifat/ twórca Wilhelm Behrman

WOLNOŚĆ NIEJEDNO MA IMIĘ


Nieprawdopodobny serial, wobec którego nie sposób przejść obojętnie, nie sposób uniknąć wstrząsu, emocjonalnego rozłożenia na łopatki, gorzkich refleksji na temat życia i beznadziei świata, ale również niekłamanego podziwu wobec nadludzkiej siły kobiet i ich pragnienia wolności. 

Najlepsze w "Kalifacie" jest ukazanie kilku perspektyw wobec islamu i wolności wyznania. Z jednej strony, mamy bowiem młode Szwedki, które tęsknią za swobodą wyznawania muzułmańskiej religii i mają dość ostracyzmu społecznego, który według nich owładnął Europą i doprowadził do utożsamiania każdego muzułmanina z terrorystą. Ziarno pada na podatny grunt i gdy zaczyna się nimi interesować lokalny asystent nauczyciela, Ibbe, "przyjaciel młodzieży", który wspiera dziewczyny w walce "o swoje prawa", nastolatki szybko wkręcają się w wirtualny świat islamskiej propagandy, kuszone wizjami błogiej przyszłości w krajach arabskich.

Z drugiej strony, jedna z nastolatek, Sulle, wychowuje się w bardzo dobrze zasymilowanej, europejskiej, pozbawionej ortodoksji i przemocy rodzinie. Co mają zatem zrobić jej rodzice, kiedy dziewczyna zaczyna nagle chodzić w hidżabie i głosić zmanipulowane prawdy Koranu, argumentując to wolnością wyznania? Zrzucić to na karb młodzieńczego buntu? Gdzie (i czy w ogóle) leży granica wolności? Jak zapobiec chorej indoktrynacji, jak ocalić kobiety przed zniewoleniem? 

W Syrii poznajemy Pervin, młodą matkę, która pragnie wyrwać się z Państwa Islamskiego i powrócić do ukochanej Szwecji. Ta kobieta - niczym June z "Opowieści podręcznej" - rzuca wszystko na jedną szalę, ryzykuje życiem, prowadzi swoją lokalną wojnę, aby tylko ocalić siebie i czteromiesięczną córeczkę. Jej historia jest po prostu niesamowita. Ile ta kobieta ma w sobie determinacji i ducha walki! Mogłaby nimi obdarzyć całą armię krzepkich mężczyzn! Jednocześnie jest wrażliwa i ma piękne serce, za co później przyjdzie zapłacić wysoką cenę.

Żeby nie było, że mężczyźni są wyłącznie źli - trzeba przyjrzeć się postaci męża Pervin, Husamowi. Widz poznaje go w momencie, gdy po kolejnej "akcji" dręczą go koszmary nocne. Stopniowo Husam wręcz traci zmysły, jest coraz bardziej rozdarty wewnętrznie - gorliwie się modli i chce postępować słusznie, jednak nie chce zabijać i sam nie chce umrzeć (w imię bohaterskiego męczeństwa). Przy tym wszystkim wydaje nam się, że szczerze kocha Pervin i próbuje jakoś poskładać do kupy ich nienormalny świat.

OK, no i mamy jeszcze Fatimę, szwedzką policjantkę, która za wszelką cenę usiłuje zapobiec atakowi terrorystycznemu w Sztokholmie, wykorzystując do tego Pervin. Obiecuje jej pomoc, ale odwleka ją w czasie, dopóki nie zdobędzie wystarczająco dużo materiałów o planowanej akcji. (co widza automatycznie wkurza, bowiem podkopuje idealistyczne mity o kobiecej solidarności) Wyobraźcie sobie zatem Pervin, w Syrii, pozbawioną jakichkolwiek praw, z mężem aktywnie działającym w ISIS, która co wieczór potajemnie rozmawia z Fatimą przez telefon - telefon, za posiadanie którego grozi jej natychmiastowa śmierć!

Dla mnie to było jedno z najtrudniejszych filmowych spotkań. "Kalifat" jest brudny, pesymistyczny, groźny, przygnębiający - i chyba przez to zwyczajnie życiowy, bez kolorków i politycznej poprawności. Surowy do zemdlenia, prawdziwy do bólu, zostawi cię w emocjonalnej zgniliźnie, bez nadziei na inny świat. Pomimo tego, a może właśnie dlatego - trzeba to zobaczyć.

środa, 15 kwietnia 2020

Wszystkie jasne miejsca/ Jennifer Niven

"GDYBY TEN BŁĘKIT MÓGŁ POZOSTAĆ NA ZAWSZE"



Na pierwszej stronie uderza w nas motto Ernesta Hemingway'a: "Świat łamie każdego i potem niektórzy są jeszcze mocniejsi w miejscach złamania." Swoiste proroctwo - poznamy historię o cierpieniu. O bólu, który finalnie dodaje sił i sprawia, że odradzasz się niczym Feniks z popiołu. 

Pytanie kluczowe brzmi: czy faktycznie to, co mnie nie zabije, to mnie wzmocni? Niewątpliwie, "Wszystkie jasne miejsca" to nie jest ckliwa lekka opowiastka o młodzieńczej miłości. Fakt - miejscami ją przypomina i to akurat jej zaleta, jednak pod warstwą uroczej i ciepłej niczym pojedyncze snopy wiosennego światła licealnej znajomości ukrywa się "depresyjna czerń" i mrok, który wciąga bohaterów do swojej czarnej dziury.

Theo i Violet spotykają się pewnego dnia na szczycie szkolnej dzwonnicy, oboje z zamiarem (czy na pewno?) pożegnania się z ziemskim cierpieniem, które trawi ich od środka. Theo ma w zasadzie obsesję na temat samobójstwa, potrafi wyrecytować statystyki dotyczące najskuteczniejszych sposobów pozbawienia życia i czeka na odpowiedni moment, by ten czyn zrealizować. Nic więc dziwnego, że wersja oficjalna brzmi, iż Violet ratuje "wariata" Theodora, znanego wszystkim indywidualistę, którego dłuższe szkolne nieobecności owiane są tajemnicą i piętrzącymi się plotkami. Nikt nie wie, że Violet również ma swój czarny świat i broni do niego dostępu jak lwica, a prawdę o wydarzeniach z wieży zna tylko Theo.

Przypadek (?) sprawia, że Theo i Violet pracują nad szkolnym projektem, który okazuje się być początkiem pięknej wyprawy w najbardziej unikatowe okoliczne miejsca Indiany, a wraz z nią - narodzinami wyjątkowej więzi, mającej spoić dwa pokiereszowane serca i uczynić je mocniejszymi i szczęśliwszymi.

Niewiele więcej mogę zdradzić, nie chcąc popsuć zakosztowania prawdziwej literackiej i duchowej przyjemności. Jeśli zdecydujecie się zatopić w tej historii, przekonacie się, co to znaczy, że Theodore Finch jest "obudzony" i jego umysł "nie chce się wyłączyć," dowiecie się, dlaczego Violet odlicza dni do końca roku szkolnego, co to jest Wielkie Potwierdzenie i efekt grawitacyjny jowiszowo-plutonowy, dlaczego bohaterowie cytują "Fale" Virginii Woolf oraz dlaczego Violet miała znaleźć swoją górę, która "na nią czeka."

Świat Violet i Fincha jest utkany cudnymi słowami, z których każde ma znaczenie i wagę, przepełniony pięknem, efemerycznością i poezją. Chcielibyśmy go zatrzymać i przegonić ciemność, hołdując zasadzie, że miłość wszystko zwycięży. Ale! - jeżeli pod tym "wszystkim" kryją się demony i "depresyjne czernie", może się okazać, że siła nawet najpiękniejszej miłości nie wystarcza, by triumfować, a najdzielniejszy i najbardziej wytrwały wojownik odchodzi pokonany, krocząc po zgliszczach wspólnych chwil, dochodząc do punktu, z którego nie ma już wyjścia.

Jestem przekonana, że właśnie owa "surowość" reguł i "życiowość" zdarzeń decydują o tym, że "Wszystkie jasne miejsca" przepełnia przede wszystkim autentyczność, a uczucie Violet i Fincha może być okrzyknięte prawdziwą miłością i nie będzie w tym krzty przesady. Cytowany w książce Cesare Pavese napisał: "Nie pamięta się dni, pamięta się chwile." Violet i Finch mają swoje jasne chwile i jasne miejsca oraz swoją wyjątkowość, której pozazdrościłby niejeden śmiertelnik, a mrok i czerń sprawiają, że są ludźmi z krwi i kości, nie zaś wymysłem wyobraźni przeciętnej powieściopisarki niemającej pojęcia o cierpieniu. Pokochacie ich natychmiast, jestem pewna.  

piątek, 3 kwietnia 2020

Pacjentka/ Alex Michaelides

"LECZ CZEMU ONA STOI TAK, MILCZĄCA" 


"Wierzę, że wszyscy jesteśmy wariatami, tylko w różny sposób." 



Z jednej strony gratuluję autorowi TAKIEGO debiutu powieściowego, a z drugiej - ślę wyrazy współczucia, ponieważ nie wyobrażam sobie sięgnąć na podobne wyżyny po raz kolejny.

"Pacjentka" to jest zdecydowanie fenomen literacki. Świetnie napisana opowieść o młodym psychoterapeucie, Theo, który za punkt honoru stawia sobie pracę z Alicią - zabójczynią męża, przebywającą w zakładzie psychiatrycznym. Ba! Celowo się tam zatrudnia, aby do niej dotrzeć.

Nie jest to zwykła terapeutyczna praca, albowiem Alicia od czasu zabójstwa milczy. Jest w powieści takie świetne określenie: wycofanie się "na ziemię niczyją choroby psychicznej." Zatem Alicia nie mówiła nic, kiedy ją aresztowali, nie mówiła również później w trakcie procesu, aż w zasadzie lekarze machnęli ręką i skupili się na odpowiedniej dawce leków, które zagwarantowałyby bezpieczeństwo zarówno jej, jak i otoczenia.

Theo nie daje za wygraną i wkręca się w swoiste śledztwo, odwiedzając krewnych Alicji, analizując jej dzieciństwo, a nawet - jak twierdzi kolega z pracy - dając się mentalnie "uwodzić." Jego zainteresowanie Alicią zakrawa o obsesję.

Oprócz tego poznajemy codziennie życie Theo, jego nieudane dzieciństwo oraz - wydawałoby się - udane małżeństwo.

Tyle mogę powiedzieć. Resztę MUSICIE przeczytać sami. Powiem jedynie, że w pewnym momencie poziom adrenaliny osiągnie apogeum. Po prostu padniecie z zaskoczenia, gwarantuję! Jak dla mnie majstersztyk.

Dylemat/ B.A. Paris

ILE WIEMY O SWOICH BLISKICH?


B.A. Paris powraca ze swoją nową powieścią i tym razem również nie rozczarowuje czytelnika. W "Dylemacie" zdecydowanie szala przeważa się w stronę psychologii bohaterów, chociaż oczywiście wisi też w powietrzu tajemnica, której rozwiązanie bardzo chcemy poznać.

Żona ukrywa coś przed mężem, mąż przed żoną, a córka przed nimi obojga (z grubsza tyle mogę zdradzić). To wszystko rozgrywa się na tle luksusowego pięknego urodzinowego przyjęcia, które wymarzyła sobie Livia (żona Adama). Pozornie idealny rodzinny obrazek szybko runie jak domek z kart, ale póki to się stanie - otrzymamy pokaźną dawkę niezłej analizy psychologicznej i - zwyczajnie - bardzo dobrego "czytadła". Wartka akcja, niemęczący styl, bohaterowie z krwi i kości. Krótko - kolejny sukces autorki i świetny "odstraszacz" rzeczywistości na trudny czas społecznej izolacji.