wtorek, 27 lipca 2021

Trzepot skrzydeł/ Katarzyna Grochola

 "BĘDĘ ROBIŁA WSZYSTKO PRZECIWKO SOBIE"



Powieść "Trzepot skrzydeł", jedna z pierwszych polskich pozycji traktujących o przemocy domowej, została opublikowana w 2008 roku, kiedy temat dopiero raczkował, a w społeczeństwie pokutował mit pt. "sama sobie winna". Dopiero w ostatniej dekadzie rynek czytelniczy wypełnił się pokrewnymi historiami. Wszystkie one są z jednej strony do siebie łudząco podobne (w kontekście ofiara-kat), a z drugiej strony - każda z osobna jest inna, dotyczy innej kobiety, a ta z kolei ma za sobą inne doświadczenia i żyje według innych schematów. No i - trzeba umieć je opowiedzieć! Grochola za pomocą narracji pierwszoosobowej umożliwia nam wejście w umysł bohaterki, Hani - i to jest bardzo dobry zabieg! 

Hania jest spragniona wielkiej miłości. TEN JEDYNY wydaje się być idealny: wykształcony, stanowczy, męski, czuły. Wie, czego chce, wie, czego nie chce. I kocha ją na zabój! Najmocniej, najpiękniej! Hania czuje się bezpieczna i wyjątkowa - tego pragnie każda kobieta, prawda? W uczuciowym szaleństwie przegapia znaki ostrzegawcze, sygnały świadczące o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Malutkie, prawie niezauważalne. Kto by się takimi przejmował, mając obok siebie księcia z bajki! Zresztą sęk w tym, że TEGO SIĘ NIE WIE, dopóki nie jest za późno. "O tym wszystkim wiesz dopiero wtedy, kiedy z nim żyjesz. Nie wcześniej. To jest tak, jak doświadczenie śmierci, o tym, jaka ona jest, wiedzą tylko ci, co już umarli".

Po ślubie historia Hani toczy się jak tysiąc innych, które może znacie osobiście lub z relacji znajomych. Z anioła wychodzi diabeł, a życie Hani staje się koszmarem. Grochola genialnie pokazała schemat uzależniania od siebie ofiary, techniki manipulacji, bazowanie na strachu. Świat się "kurczy" i "zmniejsza", dzień "maleje", a bohaterka "coraz ciszej" się cieszy. Chcesz wyjść z koleżankami - no jak to, już mnie nie potrzebujesz? Ugotujesz twarde mięso - no jak to, nie postarałaś się? Chcesz nowe meble - o, masz, już kupiłem, nie trudź się wybieraniem. Oj, a ta poprzednia żona to głupia była i w ogóle mnie nie doceniała, ty to co innego. 

Oczywiście, to się nie dzieje z dnia na dzień! Gdyby tak było, przemocowiec nie miałby szans. Kluczowe jest to, że proces odbywa się metodycznie, drobnymi krokami, jakby wzorowany na fenomenalnym planie stworzonym przez Wielkiego Manipulatora. Kto nie siedzi w temacie, temu trudno zrozumieć, a tu - pojawia się świetne wyjaśnienie: 

"- To niemożliwe, Boże jedyny, to niemożliwe, nie wierzę, dlaczego on to robił? 

No właśnie,

Dlatego, że tak. Taka jest odpowiedź. Nie ma żadnej innej".  

Otóż to! Wchodzenie w umysł przemocowca nie jest ofierze do niczego potrzebne. Robił i już. Może lubi, może tak go wychowano. Koniec tematu. Najistotniejsza jest walka o wyzwolenie - a ta zaczyna się od słowa. 

Żeby przetrwać, ocalić siebie, zdrowie, życie - trzeba komuś POWIEDZIEĆ. Tylko wtedy - nie ma innego sposobu! - świat się "rozszerzy" i udaje się uciec z więzienia. 

Wierzę, że lektura "Trzepotu..." ocaliła chociaż jedno życie. Dzisiaj, po 13 latach od jej wydania, świadomość społeczeństwa jest trochę większa, ale mimo to ciągle trzeba mówić o przemocy głośno i wyraźnie, bez eufemizmów, bez wstydu (!) - tak jak Grochola. Pamiętajmy - nikt nie ma prawa zabierać drugiemu człowiekowi wolności i bezpieczeństwa, a godność ludzka jest niezbywalna. 

Jeśli tkwisz w związku z katem: proś o pomoc i uciekaj. Jeśli podejrzewasz, że ktoś cierpi: reaguj. 

Bądźmy uważni.  

czwartek, 22 lipca 2021

Biała Jaskółka/ Jacek Taran

O TYM, JAK RUDOWŁOSA NASTOLATKA BUDZI SKUTE LODEM SERCA


"Ludzkie szczenię, co miłości nie zaznało,

co miłości pragnie w serca głębinie,

przez morze przejdzie suchą stopą śmiało,

a lodowego pana czas wnet przeminie".


Była sobie pewna przepowiednia, na której spełnienie czekali mieszkańcy baśniowej krainy Arkaland. W magiczny sposób czternastoletnia, rudowłosa Julia opuszcza przepełnione cierpieniem życie w sierocińcu i przenosi się do świata morfów, rusałek, żywiołaków, bieżeńców czy warginów. Tam dowiaduje się, że czeka ją długa i niebezpieczna wyprawa do lodowej wieży Ajstojer, której uwieńczeniem będzie albo szczęśliwe życie, albo nieuchronna śmierć. Julia z dnia na dzień uświadamia sobie, że bierze udział w odwiecznej walce dobra ze złem. Po drodze, stopniowo odkrywając drzemiące w niej pokłady siły, usłyszy, że ma w sobie moc przebaczenia, a odwaga zawsze rodzi się ze strachu, zaś jej wędrówka jest nadzieją dla zrozpaczonych. A to wszystko ułoży się w całość dopiero na końcu podróży, podczas walki z wszechpotężnym Baal-Peorem. 

Nie chcę zdradzać zbyt wiele, sami musicie się w tę wyprawę udać. Musicie minąć Dom Jagi, Petromare i Las Praojców, poznać Anatola, Kastora i małą Ullę, doświadczyć lojalnej przyjaźni i rycerskiej wierności, a także miłości, w której nie liczą się ckliwe słowa, tylko szlachetne czyny. 

Dużo tutaj o rodzinie, o nadziei, o czekaniu na lepsze, o śmierci i żałobie, ale też o tym, jak przekuć to, co trudne w to, co piękne, jak "odwrócić się do przeszłości plecami", przywdziać zbroję i walczyć o coś dobrego, zrobić z cierpienia "tarczę, która dodaje siły".

Mieszkańcy krainy wierzą w prastary porządek natury, czerpią z tradycji, ufają prawdom przodków. "Bez pamięci o tym, co było, nie ma wiedzy o tym, co będzie".

Czytając "Białą Jaskółkę", miałam w głowię ukochaną powieść z dzieciństwa - "Bracia Lwie Serce" (A. Lindgren), ale też "Kroniki Narnii" (C. S. Lewis), Biblię czy ... "Vaianę" Disneya. (!) Dlaczego - przekonajcie się sami. 

Drogi Jacku, dziękuję za przesłaną mi powieść. Mój jeden mały zarzut to jej objętość - wiele scen można by skrócić i otrzymać ten sam efekt. Troszkę się dłużyło (sceny walki aż prosiły się o dynamikę i prędkość!), to taka nieśmiała rada na przyszłość, gdybyś uraczył czytelników dalszymi losami Julii! Jeszcze tyle do opowiedzenia!