czwartek, 23 sierpnia 2018

Poczwarka/ Dorota Terakowska

CO ZROBIĆ Z DAREM BOGA?



Przedziwna książka. Strasznie mnie umęczyła, jednocześnie desperacko chciałam dobrnąć do końca, pojąć sens, wychwycić przesłanie. Niezaprzeczalnie, "Poczwarka" zostaje w głowie, jednak irytuje to, że pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi.

Idealne małżeństwo z idealnym planem na życie otrzymuje od losu nieidealne dziecko, "poczwarkę", której los odbiera na zawsze szansę zostania motylem. Mała Marysia (Myszka) rodzi się z zespołem Downa, któremu towarzyszy dodatkowo najcięższe upośledzenie umysłowe (wersja lekarzy). Tego się nie uleczy ani modlitwą, ani żadnymi charytatywnymi akcjami na Facebooku. Dziewczynka jest ociężała, mówi monosylabami, zdarza jej się rozebrać do naga i załatwiać w miejscach publicznych. Ojciec pośrednio wypiera się dziecka, mieszka z rodziną, ale przez 8 lat nie bierze udziału w jej wychowaniu. Ucieka, omija dziewczynkę, nie podejmuje żadnej próby porozumienia się nią. Matka (Ewa) natomiast mierzy się z miliardem skrajnych emocji, tłumiąc żal, hamując zdegustowanie, na co dzień zaś praktykując "zadaniowość" i izolując małą od świata, który spogląda na otyłe, wiecznie obślinione dziecko z widocznym obrzydzeniem.

Tymczasem czytelnik ma szansę poznać to, co dzieje się w głowie dziewczynki. Wiemy, dlaczego mała (chwilami określana pieszczotliwie jako Muminek) zdejmuje krępujące ją ubranie, skąd pojawia się stres i "małe nieszczęścia" w publicznych miejscach. Głowa Myszki jest zdrowa, "normalna." Tam potrafi mówić pełnymi zdaniami i tańczyć, jest lekka, śliczna. Werbalnie nie umie tego wyrazić, ale w myślach dostrzega odrzucenie ze strony świata, zmęczenie matki, obojętność ojca.

W trudnych chwilach ucieka na strych, gdzie - w tajemniczym Ogrodzie - na jej oczach rozgrywają się metafizyczne pokazy Stworzenia Świata, w których ona sama bierze czynny udział. Głos (Bóg?) jej słucha, bierze pod uwagę jej zdanie. Tam jest ważna, doceniana.

Przygody dziewczynki na strychu zajmują niemalże całą przestrzeń powieści. Rozumiem, że mają na celu zaproszenie czytelnika do jej wewnętrznego świata. Ale w jakim celu autorka tak uporczywie wykorzystuje biblijną metaforykę? W porządku, poznajemy niezmierzone bogactwo wyobraźni Myszki: w tajemniczym Ogrodzie staje się ona jakoby kreatorką, "prawą ręką" Głosu. Jednak w pewnym momencie pojawia się Wąż (Szatan?), który - mimo syczących komentarzy - wydaje się być dobry (?), potem Adam i Ewa, którzy chcą zejść na ziemię, bo "im się nudzi" (?). Myszka zjada jabłko z zakazanego drzewa, po czym odczuwa lekkość i energię (?). Odnosi się wrażenie, że autorka namnożyła zbyt wiele tych odniesień i gdzieś pogubiła sedno alegorii.

W tle rozwiązuje się tymczasem jeszcze jeden rodzinny sekret, w czasie, kiedy ojciec dziewczynki (nota bene, Adam), postanawia przeprowadzić "śledztwo" mające na celu odnalezienie wadliwych genów w swojej rodzinie (a raczej wykluczenie tej opcji, by z czystym sumieniem móc porzucić żonę i córkę). Tutaj szykuje się niemałe zaskoczenie, które, owszem, zmieni tor myślenia mężczyzny, ale nie powstrzyma biegu wydarzeń.

Wreszcie napotykamy kluczowe zdanie, że dzieci takie jak Myszka są darami Boga i tylko obdarowany decyduje, czy taki dar przyjmie, czy nie. W Ogrodzie - już na finiszu swojej ziemskiej podróży - dziewczynka spotyka inne Dary Boga. Niektóre nie zdążyły się narodzić, zatrzymane "w pół drogi." Inne zeszły na Ziemię, doznały cierpień i upokorzeń. Są też i takie, które doświadczyły  miłości, ciepła. Wszystkie zaś jednogłośnie przyznają: życie na Ziemi jest piękne.

Dla Myszki życie w Ogrodzie było spełnieniem marzeń. Może tej miłości i zrozumienia, pomimo starań mamy, było zbyt mało, może dziewczynce nadto ciążyła jej własna (ziemska) ułomność, podczas gdy w swojej głowie mogła być kim tylko zapragnie. Dziewczynka odchodzi do lepszego świata, robiąc na Ziemi miejsce swojej zdrowej siostrze.

Nie wiemy, czy ojciec wyciągnął wnioski z tej "lekcji" (niby tak, ale dlaczego dopiero w ostatnich chwilach życia dziecka?). Nie wiemy, dlaczego dopiero potem małżeństwo obojga zostało wskrzeszone. Dlaczego nie potrafili z pokorą przyjąć Daru Boga, zjednoczyć się w tym wyzwaniu, dlaczego świat obchodził się z Myszką tak brutalnie, dlaczego nikt nie próbował pojąć, że w głowie Myszki dzieją się niesamowite rzeczy?

Nie sądźmy, powstrzymajmy się od ocen, pochylmy się czule nad tą historią. "Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono." W Ogrodzie Myszki biblijna Ewa marzy o dziecku słabym, potrzebującym, takim, które mogłaby otoczyć opieką i ochronić. Po to właśnie chce zejść na Ziemię! Jednak mama Myszki, ziemska Ewa, wyśniła sobie inne dziecko i Dar Boga był dla niej przykrym obciążeniem. Na pewno nie pomagało wychowywanie jej w pojedynkę, życie na społecznym odludziu, brak empatii otoczenia. Starała się to zwalczyć, momentami odzyskiwała wiarę w SENS tego Daru, by za chwilę  popaść w otchłań przygnębienia i stabilnego marazmu.

Zastanówmy się po prostu, po ludzku, czy faktycznie każdy z nas jest w stanie taki Dar przyjąć. Użyjmy wyobraźni, by współodczuć z rodzicami Myszki, spróbować zrozumieć. Wyjdźmy poza granice schematycznego myślenia. Rozejrzyjmy się, czy zauważamy wokół siebie te Dary, czy odwracamy wzrok z niekłamaną awersją, czy obejmujemy spojrzeniem troskliwym, miłosiernym. Na ile mamy w sobie życzliwości i gotowości do pomocy, by choć odrobinę ulżyć takim ziemskim Ewom w ich niełatwym życiowym egzaminie?  Nieidealne dziecko może być idealnym Darem w nieidealnym świecie. To przecież zależy od człowieka, czy ów Dar będzie dla świata Muminkiem, czy niechcianą Poczwarką.

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Na plaży Chesil/ reż. Dominik Cooke

KIEDY SEKS JEST TEMATEM ZAKAZANYM


Kłótnia małżeńska, odbywająca się w noc poślubną młodych nowożeńców, osadzona w 1962 roku na przepięknej plaży Chesil, okazuje się być początkiem końca. A może ten koniec zapowiadał się dużo wcześniej?

Oni naprawdę się kochają! Florence marzy o karierze skrzypaczki, Edward - historyk z zamiłowania - decyduje się przyjąć pracę w fabryce teścia, kierując się rozsądkiem i praktycznością. Ich przedślubne dni obfitują w beztroskie, romantyczne randki, podczas których wprowadzają siebie do swoich światów. Fakt, obydwoje zmagają się z demonami przeszłości, co wychodzi na jaw krok po kroczku pod postacią retrospekcji w trakcie feralnej nocy. On nosi w sobie niemałe pokłady złości i żalu, będące prawdopodobnie rezultatem dorastania z szaloną matką-malarką. Ona - wydaje się zanurzać się jedynie w świat nut, muzyki, stamtąd czerpie przyjemność dla zmysłów. W noc poślubną wszystko jest jasne: ona panicznie boi się zbliżenia, on zaś desperacko tego pragnie.

To można by przezwyciężyć - ale! mamy rok 1962. ZERO wiedzy na temat psychologii związku czy seksualności, poza czerstwymi, suchymi podręcznikami, które Florence czyta ukradkiem w toalecie. Młodzi nie wiedzą, jak ta noc ma wyglądać, co się wydarzy i czy tak jak jest, jest dobrze. Jest za to ogrom zahamowań, wstydu, obaw przed nieznanym, zażenowania.

Edward zachowuje się jak rasowy mężczyzna, nie dopuszcza do siebie argumentów dziewczyny i nazywa ją oziębłą oszustką. Florence kocha go tak mocno, że jest w stanie tolerować zdrady Edwarda, jeśli tylko byliby razem, a on byłby szczęśliwy. Ta propozycja z kolei napawa go obrzydzeniem i młodzi się rozstają, nie skonsumowawszy małżeństwa.

Wydawałoby się, że tak mogłaby zakończyć się ta opowieść. Epickie zerwanie na bajecznej plaży Chesil. Tymczasem po kilku latach los odwraca wszystko do góry nogami i wówczas nasuwa się pytanie: czy Edward mógł poczekać? Czy miłość Florence była rzeczywiście tak silna, tylko potrzebowała otulenia i czułości? Kto popełnił błąd, kogo winić? Czy we współczesnych czasach seksualnego wyzwolenia młodzi zostaliby ocaleni, czy jednak, niezależnie od epoki, górę wzięłyby wewnętrzne siły nieczyste, nie dopuszczając do szczęśliwego zakończenia?