NIE-DO-UWIERZENIA
Młoda dziewczyna zgłasza gwałt. Jak nakazują bezduszne procedury, opowiada o zdarzeniu kilkakrotnie jednego dnia, w zależności od tego, kto ma wypełnić jaki dokument. Straumatyzowany umysł zaczyna płatać figle - szczegóły się mieszają, sekwencja zdarzeń się zaciera. Dwojgu nieopierzonym policjantom tylko tyle wystarczy, aby podważyć zeznania dziewczyny, zastraszyć ją, skompromitować i doprowadzić do szybkiego zakończenia sprawy. Odtrąbić sukces, dodatkowo oskarżyć ją o fałszywe zeznania.
Pomimo wiedzy, że życie młodziutkiej Marie nie przypominało bajki (rodziny zastępcze, znęcanie się, terapie), oficerowie nie wykazują jakichkolwiek chęci USŁYSZENIA opowieści - a jedynie wolę utrzymania akuratnego porządku w papierach i podpięcia Marie pod kategorię: trudna młodzież. Marie traci przyjaciół (którzy uważają ją za wariatkę), pracę, zdrowie psychiczne, poczucie bezpieczeństwa.
Gdzieś w innym stanie po prawie trzech latach dochodzi do podobnego przestępstwa, o czym Marie jeszcze długo nie będzie wiedziała. Jednak tam ofiara trafia na genialną policjantkę, Karen Duvall, której empatia, wnikliwość i upór współgrają z mozolną śledczą pracą. Przypadkowo, podczas rozmowy z mężem, Karen otrzymuje wiadomość o kolejnym przestępstwie, w którym powtarzają się charakterystyczne motywy. W ten sposób dociera do Grace Rasmussen, doświadczonej, hardej i nieugiętej pani detektyw. Kobiety łączą siły i nie odpuszczają, robią wszystko, żeby złapać przestępcę. Tu nie ma mowy o podważaniu zeznań ofiar, o powątpiewaniu w ich wiarygodność. SIŁA KOBIET robi swoje. Jest troska, jest uwaga poświęcona kobietom, jest współczucie.
Duet Duvall-Rasmussen jest fantastyczny. Kobiety są w stanie przezwyciężyć dzielące ich różnice, dla wspólnego dobra. Historia zatoczy koło dopiero pod koniec śledztwa. Marie trafi do empatycznej psychoterapeutki, która zechce się nad dziewczyną pochylić, nie zakwalifikuje jej rzekomych konfabulacji jako stereotypową "ściemę." Ostatecznie, po kilku latach od gwałtu Marie otrzyma "zadośćuczynienie", ba! będzie nawet sądziła się o odszkodowanie. Ale dla niej najważniejsze będzie to, że znalazł się ktoś, kto jej UWIERZYŁ, choć całe bestialskie zajście wydawało się niektórym NIE-DO-UWIERZENIA.
Aktorstwo na najwyższym poziomie, zero przeciągania, żadna minuta nie była zmarnowana. Czekam na wysyp nagród Emmy, trzymam kciuki.
PS. Serial oparty na faktach. NIESTETY, kobiety wciąż muszą przekonywać, że naprawdę zostały zgwałcone. Szkoda, że nikt nie podważa zeznań facetów, gdy ktoś im skradnie samochód, nie zadaje pytań typu "w którą stronę pan patrzył?" "jest pan pewien, że to się wydarzyło?" "która była godzina, jak pan zobaczył, że nie ma auta?" "dlaczego zadzwonił pan do pana X, a nie do pana Y?"
Fakt, że śledztwo w sprawie oprawcy Marie istotnie się wydarzyło, napawa pesymizmem. Trudno się dziwić, że kobiety nie zgłaszają gwałtów, skoro papierologia wymaga kilkakrotnego opisywania brutalnego zajścia, a powątpiewający policjanci mrugają do siebie niespostrzeżenie, wymownie, przekazując informację "ty, zobacz, jaka wariatka."