niedziela, 24 stycznia 2021

Hillbilly Elegy (Elegia dla bidoków)/ reż. Ron Howard

 SIDŁA NAŁOGU



Z miejsca zaznaczam, że to jedna z nielicznych sytuacji, kiedy skusiłam się na ekranizację, nie czytając powieści (mea culpa) - nie mogę zatem odnieść się do głosów krytykujących ewentualne nieścisłości lub wypaczenia. 

Trzeba przyznać, że Ron Howard wykonał kawał dobrej roboty. Film jest świetny, chociaż tematycznie ciężkostrawny - odradzam osobom zmagającym się z nałogami lub świeżo trzeźwiejącym. Nad bohaterami bezustannie unosi się czarna, gradowa chmura. Nawet gdy się uśmiechają (zwłaszcza wtedy!), czujemy pod skórą, że za kilka minut wybuchnie emocjonalna bomba, która zmiecie z powierzchni ziemi jakiekolwiek cząstki radości. 

Tak naprawdę na pierwszy plan wysuwa się alkoholizm. To on jest protagonistą i wokół niego oscylują perypetie innych postaci. Nałóg sprawuje kontrolę nad ciałem i umysłem. Wpierw zżerał od środka matkę Bev, Mamaw (za sprawą jej agresywnego męża alkoholika), by następnie "dopaść" ją samą, a kilka lat później podjąć próby uwiedzenia jej syna, J.D. Vance'a (nota bene narratora historii). O ile ojciec Bev "poprawił się" po kilkunastu latach, zaś J.D.Vance stawił opór przebiegłemu wrogowi, o tyle Bev (w tej roli genialna Amy Adams) wywiesiła białą flagę i z otwartymi ramionami powitała oprawcę. 

Sceny z dzieciństwa J.D.Vance'a przyprawiają o gęsią skórkę (ostrzegam, nie każdy widz jest w stanie przez nie przebrnąć!) - ogrom cierpienia, jakie przysporzyła mu matka, wydaje się nie do zniesienia. Nałóg odsłania nam bezpardonowo wszystkie swoje karty - manipulację, toksyczność, przemoc, brak racjonalnego myślenia, upokorzenia, autodestrukcję. To, że syn Bev "wyszedł na ludzi", można określić mianem cudu. 

"Elegia..." przede wszystkim odziera ze słodyczy obraz rodziny jako oazy spokoju i kolebki miłości. Pomimo wspólnych spotkań i pozornych wielopokoleniowych więzi, to przecież rodzina zafundowała D.J Vance'owi egzystencjalne piekło. Z samego dna wspinał się na kolejne jego kręgi, aby ostatkiem sił się uwolnić i zostawić przeszłość za sobą. Zostawić - nie znaczy zapomnieć. Jest taka scena, w której uzależniony emocjonalnie syn (będący na każdorazowe zawołanie niestabilnej matki, którą oczywiście w wypaczony sposób kocha), decyduje się odwiązać węzeł oplatający mu szyję i zrezygnować z psychologicznego samobójstwa, które konsekwentnie popełniał od kilkunastu lat. Zostawia w hotelu swoją odurzoną alkoholem matkę, symbolicznie (i dosłownie) wypuszcza ją z rąk, aby zawalczyć o siebie i przyszłe życie. 

Nasuwają mi się skojarzenia ze znakomitym skądinąd obrazem "Mój piękny syn" (pisałam Wam o nim rok temu w lutym). Ojciec Nica również po długiej, naznaczonej toksyczną miłością drodze, dociera do muru, za którym była już tylko śmierć własnego jestestwa. On także dokonuje wyboru, pozwala synowi odczuć skutki nałogu na własnej skórze, bez jego pomocnej dłoni. 

Oba filmy są oparte na faktach, co z pewnością wpływa na ich odbiór. Mając przed oczami wydarzenia, które kiedyś NAPRAWDĘ miały miejsce, odczuwany wstrząs jest jeszcze bardziej dotkliwy. Bogu dzięki, te historie w rzeczywistości miały swój szczęśliwy ciąg dalszy. Zarówno Nic, jak i Bev od kilku lat są trzeźwi. 

Gdybym miała okazję, zmieniłabym więc tytuł filmu na: ELEGIA O OCALONYCH.  

sobota, 9 stycznia 2021

Porwana/ twórcy: Natxo López, Ruth García, David Oliva

 TO WSZYSTKO MIŁOŚĆ SPRAWIŁA


Hiszpańska perełka Netflixa. 

Reklamowany jako opowieść o ojcu, który celowo trafia do kolumbijskiego więzienia, chcąc odnaleźć porywacza swojej córki, w rzeczywistości serial jest misternie uplecioną opowieścią o tym, do czego może popchnąć nas miłość. 

W zawrotnym tempie fabuła poszerza się na naszych oczach, wymaga stuprocentowego skupienia i tworzenia mentalnej sieci połączeń. Tutaj każdy bohater ma motyw, który - co gorsza! - jesteśmy w stanie zrozumieć, uzasadnić. 

Absolutnie nic nie jest takie, jakby się wydawało, nikomu nie wolno ufać. Poszczególne odcinki fundują nam wbijające w fotel zwroty akcji, które próbujemy przetworzyć i dopasować do układanki, zanim wystąpią kolejne. 

Na samym początku drogi każdej z postaci pojawiła się miłość - do brata, do córki, do żony - która zdeterminowała później ich życiowe wybory i popchnęła ku błędnym decyzjom. Uniwersalizm uczucia sprawia, że potrafimy wejść w skórę bohaterów, przyznać im rację i - nawet w przypadku mocno kontrowersyjnych etycznie zachowań - powiedzieć: zrobiłbym dokładnie tak samo! 

Plejada oryginalnych postaci - główna bohaterka prawniczka Angelita (rewelacyjna Adriana Paz) przyciąga widza nie tylko cudną urodą, ale nade wszystko silnym charakterem, odwagą i nieustępliwością w walce o sprawiedliwość. Antonio - ojciec, któremu śmierć nie jest straszna, byleby dowiedzieć się, czy ukochana córka żyje. Milena - matka, która obsesyjnie chroni swoje dziecko, gdyż ma ku temu istotne powody. 

Dodajmy do tego niesamowitą grę aktorską, genialny montaż i błyskawiczną akcję, a otrzymamy serial, który (miejmy nadzieję) na stałe zapisze się na kartach kinematografii. Dla mnie 10/10. 

niedziela, 3 stycznia 2021

Wuthering Heights/ Emily Brontë

MIŁOŚĆ SILNIEJSZA NIŻ ŚMIERĆ

"Be with me always - take any form - drive me mad! only do not leave me in this abyss, where I cannot find you! Oh, God! it is unutterable! I cannot live without my life! I cannot  live without my soul!"


Jedyna powieść Emily Brontë - powieść, bez której literatura angielska (a potem również światowa) nie byłaby taka sama. Źródło niezliczonych inspiracji (chociażby kultowych autorek powieści z gatunku teen novel: Stephenie Meyer czy Amandy Todd), niejednokrotnie przenoszona na ekran. ARCYDZIEŁO, które trzeba znać! 

Moja przygoda z "Wichrowymi Wzgórzami" rozpoczęła się w okresie licealnym, kiedy u mamy na półce z "klasykami" znalazłam przepięknie wydany beżowy pozłacany egzemplarz. Po kilku dniach książka krążyła wśród moich przyjaciółek, a dla każdej z nas obsesyjnie zakochany Heathcliff był facetem ze snów. 

"Wichrowe Wzgórza" to historia dzikiej, niepohamowanej miłości i epickich wyborów, osadzona wśród angielskich wrzosowisk i mrocznych, gotyckich rezydencji. Narracja "szufladkowa" może początkowo irytować (zwłaszcza współczesnego czytelnika); warto jednak przezwyciężyć niechęć, aby móc zatopić się w szaleńczym uczuciu, towarzyszyć Catherine w życiowych decyzjach, obserwować zemstę Heathcliffa i poczuć ten jedyny w swoim rodzaju (później już niepodrabialny) wiejący znad wrzosowisk wiatr. 

Nieokrzesany Heathcliff stał się prototypem kochanka, dla którego nic (nawet śmierć) nie stanowi przeszkody, by połączyć się z ukochaną - zresztą do klasyki przeszła scena, w której odkopuje jej trumnę, aby jeszcze raz przytulić ciało. Wybór Catherine - pomiędzy miłością "wygodną" a miłością prawdziwą - od pierwszych stron wydaje się być naznaczony nieuchronną tragedią.  

Mając już te lata co teraz, ogarniają mnie pewne wątpliwości, czy aby buntowniczy i niebezpieczny Heathcliff jest dobrym kandydatem na chłopaka. Kiedy jednak czyta się "Wichrowe Wzgórza", wydaje się, że tylko miłość wszechogarniająca i nieokiełznana jest warta zachodu, zaś nikt nie potrafi kochać tak jak bajroniczny Heathcliff. Co począć - magia literatury. 

Gotyckie klimaty w wyjątkowym wiktoriańskim wydaniu. MUSICIE TO PRZECZYTAĆ!