wtorek, 31 stycznia 2023

Kościoła nie ma. Wspomnienia po seminarium/ Robert Samborski

 TAŃCZĄCY Z WILKAMI 


Oto wpadła mi do rąk, całkowicie niespodziewanie, druga część (?) opowieści Roberta Samborskiego, o jakże krzykliwym tytule, wpisującym się w dzisiejszą retorykę krytyki Kościoła Katolickiego. Myślę: idę w to, sprawdzę!

Zachwycił mnie ponad rok temu "Sakrament obłudy" - był gigantyczną dawką informacji na temat życia w seminarium i arcyciekawą historią człowieka, który się stamtąd, skądinąd, WYDOSTAŁ. O ile potrafiłam zdroworozsądkowo wiele rzeczy zrozumieć i - jako praktykująca katoliczka - wziąć na klatę całą garść (słusznych, zaznaczam!) oskarżeń wobec KK, o tyle czytając "Kościoła nie ma" - co chwila zaznaczałam na marginesie znaki zapytania lub komentarze typu: ej, serio? Gdzieś Ty to wyczytał?

Żebyście mnie dobrze zrozumieli - polecam tę książkę jako poruszającą refleksję na temat wychodzenia z wieloletniej skorupy i egzystencjalnego marazmu, stawania w prawdzie, na temat poszukiwania sensu istnienia i zależności we wszechświecie, wyzwalania się z kajdan fałszywej moralności, obalania mitów i - jak to autor nazywa - bajeczek. Jako studium człowieka biegnącego ku wilkom, ku Wielkiej Sile Przyrody. Jako tego, który "wyrzeka się ludzkich bogów" i "przystępuje do szatańskiego ołtarza". Stuprocentowy, dziewiętnastowieczny romantyzm. Wciąga na amen, jest poetycki, metafizyczny i taki wręcz nieziemski! Dobrze się czyta. 

A teraz: ale. Trigger warning. 

Ta piękna, pełna dramatyzmu podróż, ten wielki ukłon w stronę Natury, ta epicka ucieczka w wystudiowaną, wyrachowaną samotność, dokonuje się jednocześnie w aurze rosnącej pogardy wobec Kościoła Katolickiego, potem - wobec religii w ogóle, a na końcu - wobec Boga. Po drodze autor rzuci tu czy tam jakieś przedziwne uogólnienie, niemające nic wspólnego z rzeczywistością, licząc, że mało wnikliwe umysły połkną haczyk i pognają ku Ciemności razem z nim (btw - serio chrześcijanie nakazują trzymać psy na łańcuchu, niszczą przyrodę i uważają wilki za zło wszelakie, a współczucie jest bezużyteczne, bo Pan tak twierdzi i już?).

I powiem tak - jako kobieta inteligentna i katoliczka rozsądna (jedno z określeń Samborskiego) - jestem w stanie zrozumieć ten stan rzeczy, to jego spektakularne Wielkie Odejście, ten bunt wobec "starego porządku". Czułam to samo, czytając "Sakrament obłudy" (odsyłam do recenzji). ALE tutaj, im dalej w las, tym coraz większa ilość prześmiewczych komentarzy dotyczących religii, wiary i Jezusa; aż za którymś tam razem narodziło się we mnie pytanie: gdzie jest zatem ta upragniona wolność autora, skoro raz po raz rodzi się w nim wręcz kompulsywny PRZYMUS głoszenia wszem i wobec tyrad na temat tych, którzy wierzą we "wszystkie żałosne tradycyjne czy chrześcijańskie wartości", chłoną "te absurdalne historyjki z Biblii" i podążają za Jezusem, który "jest potworem, a niesprawiedliwość i okrucieństwo jego nauczania są nieskończone jak potępienie, którym grozi"?

Panie Robercie, naprawdę musi Pan aż tak? Fakt, podkreślił Pan, że oddaje siebie w posiadanie wilkom i Ciemności Lasu, a ludzie (których określa Pan "błędem Przyrody") są Panu niezbyt potrzebni, więc może nie powinnam się czepiać? Ja, słuchająca tego "brudnego, galilejskiego guru", twierdząca, że jednak życie wieczne jest lepszą opcją niż śmierć? 

Cóż. Po "Sakramencie obłudy" sądziłam, że chętnie ucięłabym sobie z Panem pogawędkę na temat KK i tego, co powinno się zmienić (czyli wiele!). Jednak po lekturze (z pewnością zajmującej) kontynuacji śmiem twierdzić, że moglibyśmy się nie polubić (i to nie dlatego, że jest Pan ateistą!). A może się mylę? 

Anyway - Pan Robert ma lekkie pióro i pięknie włada słowem. Jeśli jesteś katolikiem rozsądnym, a Twoją wiarą nie zachwieje kilka(dziesiąt) wzmianek na temat "galilejskiego tyrana" - przeczytaj Samborskiego. Sprawdź, poczuj, oceń.