CZY ONA SAMA SIĘ PROSIŁA? - OTO JEST PYTANIE
"A potem jak cholerny Czerwony Kapturek pomaszerowała radośnie do lasu, gdzie czaiły się na nią wilki".
Spokojnie - jak łatwo się domyśleć z opisu wydawcy (który znajdziecie w każdej internetowej księgarni) - nie jest to powieść o wilkach. Chociaż z drugiej strony ... trochę jest, ale o wilkach w ludzkiej skórze. O wilkach, które w naszym rzeczywistym świecie, za społecznym przyzwoleniem, czają się na swoje ofiary, krzywdząc je niewybaczalnie, poniżając i zostawiając z traumą na całe życie.
Ostrzeżenie: treść jest dosyć drastyczna i nie każdy czytelnik będzie chętny przez nią przebrnąć. Autorka nie koncentruje się nadmiernie na wyrafinowanych szczegółach przestępstw (pozostawiając wiele naszej wyobraźni), ale na działaniach głównej bohaterki Nory i jej przyjaciół. Pomimo początkowego etapu wyparcia, dziewczyna decyduje się walczyć o prawdę i stawić czoło tym, którzy, niepomni na wymiar wyrządzonej krzywdy, bezkarnie wykorzystują niewinne dziewczyny, chronieni przez patriarchalny system i ... jeszcze jedną osobę, której wpływ na cały proceder okaże się kluczowy. (będzie zaskoczenie!)
I żeby nie było, że "wszyscy faceci są źli" i jest to pozycja skrajnie depresyjna - są też bardzo pozytywne postaci brata Nory oraz jej przyjaciela, a - w tle dramatu - także wątki młodzieńczego uczucia, bezinteresownej przyjaźni i niełatwych relacji rodzinnych.
Generalnie - "Wilki się czają" to zdecydowanie nie jest dreszczowiec z akcją detektywistyczną w tle. Nie jest to również literackie arcydzieło, które swoim kunsztem powali nas na kolana. To powieść dla dojrzałych czytelników, która porusza niebywale trudną (i niezwykle ważną!) sprawę nadużyć seksualnych (w tym gwałtów) i pokazuje, krok po kroku, proces dochodzenia sprawiedliwości przez ofiarę przestępstwa.
Świat potrzebuje takich książek. Bez względu na to, gdzie rozgrywa się akcja - powieści tego typu nie tylko otwierają oczy na skalę problemu, ale pokazują też, jak dużo jest jeszcze do zrobienia. Pamiętajmy: kropla drąży skałę. Możemy zacząć od nas samych i podjąć chociażby walkę z głupimi komentarzami, które automatycznie przerzucają winę na ofiarę. Możemy prowadzić (małe lub duże) kampanie - zarówno w realu, jak i w mediach społecznościowych, z uporem maniaka uświadamiając "powątpiewających", że ofiara NIGDY nie prosi się o gwałt i przemoc, a każdy sprawca powinien zostać osądzony i ukarany, niezależnie od jego statusu społecznego czy materialnego, wykonywanego zawodu, przynależności do określonej organizacji i powszechnie panującej o nim opinii.
Kto wie - być może nasze codzienne działania doprowadzą kiedyś do zmian w postrzeganiu ofiar, a pytania typu "w co poszkodowany/a był/a ubrany/a" znikną z przestrzeni publicznej, zaś kwestia oczywistej winy sprawcy nie będzie nigdy poddawana pod wątpliwość.