czwartek, 15 kwietnia 2021

New Amsterdam/ twórca: David Schulner

AMERYKAŃSKA "LEŚNA GÓRA", CZYLI UKOCHANE MEDYCZNE SCIENCE-FICTION


Na ogół niechętnie podchodzę do produkcji, które wzbudzają wszechobecny zachwyt, powodowana przekonaniem, że jeśli coś podoba się wszystkim, to często bywa zbyt mainstreamowe i właściwie nijakie. Jednak w obliczu niemającej końca rzeczywistości pandemicznej, skusiłam się na świeżutki Netflixowy hicior, myśląc: a co mi tam! 

Ja wiem, że to nie jest realne. Ja wiem, że ze świecą szukać takich lekarzy. Ja wiem, że nie zawsze dobro zwycięży zło. Ja to wszystko wiem (i pozostali widzowie również), ale cóż począć! - najwidoczniej potrzebowałam mentalnej ucieczki do iście fantastycznonaukowej  Krainy Dobra, Piękna i Miłości. 

No dobra, kto oglądał, ten wie, że serial traktuje o życiu lekarzy z najstarszego publicznego szpitala w Nowym Jorku. W pierwszym odcinku wkracza z impetem nowy dyrektor - absolutnie czarujący i charyzmatyczny Dr. Goodwin, który z miejsca wprowadza logistyczną rewolucję, na którą nikt nie jest (początkowo) gotowy. Ale - ważne! - medyczna strona "New Amsterdam" to tylko jeden ze składników, które - jeśli umiejętnie połączone z pozostałymi - decydują o wyjątkowości serialu.

Pozostałe składniki? Ano właśnie. W każdym odcinku, zarówno za pomocą głównych postaci, jak i epizodycznych bohaterów, twórcy dotykają wątków, z których moglibyśmy zbudować jeden wielki, wielobarwny "kalejdoskop życia." 

Małżeństwo, partnerstwo, tolerancja, choroba, uzależnienia, rasizm, uprzedzenia, bezdomność, nierówności społeczne, dramatyczne wybory, rodzina, żałoba - każdy jeden temat byłby świetnym punktem wyjścia do dyskusji, do szerzenia świadomości, do otwierania oczu i umysłu. Ba! Gdyby choć kilka z odcinków znalazło się w podstawie programowej szkół ponadpodstawowych, mielibyśmy (my, nauczyciele) pole do popisu, a młodzież - odskocznię od kilkusetstronicowych literackich dzieł, które "trzeba znać." Żeby nie było - akurat tak się składa, że ja je wszystkie cenię, wiele z nich podziwiam, ale potrafię zrozumieć, że motyw miłości, rodziny lub śmierci dałoby się również omówić, bazując na innym materiale. Ot, takim właśnie "Nowym Amsterdamie." Byłoby pięknie! 

Krótko mówiąc - bezapelacyjna rekomendacja! Nic nie tracicie, a zyskać możecie wiele. Wchodzicie w to?