piątek, 17 marca 2017

Boska Florence/ reż. Stephen Frears


NIKT NIE MOŻE NIGDY POWIEDZIEĆ, ŻE NIE ŚPIEWAŁAM



Meryl Streep jest gigantem kina, mistrzynią i klasą samą w sobie. Jej kreacja "najgorszej śpiewaczki operowej świata", czyli Florence Foster Jenkins wywołuje jednocześnie niekłamany śmiech oraz ukłucie serca. Jest autentyczna w każdym calu.

Tematem filmu nie jest jednak tylko i wyłącznie muzyka oraz dorobek artystyczny Florence, a przede wszystkim - miłość. Miłość Florence do muzyki, ale również szczególna więź łącząca Florence z jej mężem - tutaj bardzo pozytywna rola Hugh Granta! (który szlachetnie się starzeje, nawiasem mówiąc)

Film nie jest komedią, jak błędnie podają w napotkanych przeze mnie opisach, raczej: słodko-gorzką opowieścią o niestrudzonej walce o spełnienie marzenia. O niebywałym, szarpiącym nasze najczulsze struny poświęceniu dla drugiej osoby.  Realistyczną do bólu, a przy tym nieco bajkową, zawieszoną gdzieś pomiędzy ziemią a niebem.