wtorek, 3 grudnia 2024

Vaiana 2/ reż. David G. Derrick Jr., Jason Hand

 MYŚL NIE TAK JAK ZWYKLE



Jakie to błogosławieństwo, że współczesne pokolenie może wyrastać na takich wojowniczkach Disney'a jak Vaiana! Jestem jej bezkrytyczną fanką, odkąd wypłynęła poza zatokę w części pierwszej. Ba! "Pół kroku stąd" znam na pamięć! Co najistotniejsze, nasza dzielna bohaterka dokonuje wielkich czynów bez pomocy księcia na białym rumaku, ale za to z  ... całkiem sympatycznym, wytatuowanym po szyję kumplem! 

Ja tam nic do książąt nie mam, ale cieszy mnie, że Vaiana wychodzi poza Disneyowskie schematy, które znało moje pokolenie (Kopciuszek, Śpiąca Królewna czy Mała Syrenka). Bogu dzięki, Disney idzie z duchem czasu i podarowuje nam kobietki z krwi i kości, które - nawet gdy los im rzuca kłody pod nogi - nie poddają się i walczą do końca! Musicie przyznać, że Vaiana jest idealnym wzorem dla młodych (i nie tylko) - sprytna, pomysłowa, odważna i honorowa, a jednocześnie niezwykle ciepła i czuła! (jej relacja z siostrzyczką czy babcią sprawia, że chlipać będzie nawet najbardziej zatwardziały widz) 

O ile w części pierwszej stawiano na indywidualizm i hart ducha, o tyle tutaj przesłanie idzie dalej: okazuje się, że warto działać razem, że "w kupie siła", a czasami nawet ... można myśleć NIE TAK JAK ZWYKLE i zgubić się, by odnaleźć drogę. Genialny przekaz na dzisiejsze czasy: miej odwagę myśleć nieszablonowo, daj sobie przestrzeń na błędy, a rozwiązanie w końcu się pojawi! 

Ależ to było cudowne widowisko! Zachwyca wszystko: nie tylko barwa, muzyka i humor, ale również odniesienia do kultury ludów z Polinezji. Nie brakuje naszych ulubionych Disneyowskich szczególików: pełzających po plaży krabików albo powiewających na wietrze włosów. Każde ujęcie zasługuje na miano mini-arcydzieła. 

Oczywiście, spłakałam się jak bóbr. Kiedy pojawiła się Babcia-Płaszczka, kran się samoistnie odkręcił. Cóż zrobić. Vaiana rządzi. 

sobota, 9 listopada 2024

Gdzie śpiewają raki/ Delia Owens

MAGICZNA  PRZYPOWIEŚĆ O PEWNEJ DZIKUSCE Z BAGIEN



Lubuję się w rozmaitych formach literackich: kocham twórczość naszych wielkich poetów (Szymborska, Różewicz, Baczyński, Herbert), uwielbiam romantyzm  Poświatowskiej, czytam reportaże oraz powieści obyczajowe. Fascynują mnie dobre kryminały i rzewnie płaczę przy love stories (ha, ha!). Cenię wartką akcję, a jednocześnie wprost ubóstwiam powieści „przegadane”, w których bohaterowie dywagują o życiu  i – pozornie – „nic się nie dzieje”.
Ale przede wszystkim – doceniam KUNSZT słowa. Raz na kilka lat, natknę się na taką pozycję, której – przyznaję z ręką na sercu – nigdy, przenigdy, w najśmielszych marzeniach, nie udałoby mi się stworzyć. Szczerze - nie potrafiłabym tak misternie połączyć słów, a co dopiero utkać z nich zdania, które sprawią, że czytelnik z miejsca pokocha bagienny krajobraz oraz – nie należąc bynajmniej do grona fanów  ornitologii – zachwyci się bogactwem gatunków ptaków na pobliskich mokradłach. Moi drodzy – w powieści Delii Owens jest, krótko mówiąc, WSZYSTKO.

Nawet jeśli omijaliście opisy przyrody w „Nad Niemnem” (pani Orzeszkowa, przepraszamy!), to daję Wam gwarancję, że u Owens zatopicie się w nich na amen. Przepadniecie na parę dni, w tym „bezkresie nieba i wody”, w gęstych szuwarach, gdzie w ciemności może czaić się niebezpieczeństwo. Pochłonie Was do reszty życie pewnej dzikuski Kyi, zwanej przez lokalną społeczność „Dziewczyną z Bagien”. Jest to bowiem życie niezwykłe, niepodobne do innego: na kompletnym pustkowiu cierpienie codzienności przeplata się z magią chwili, nienawiść bliskich z miłością obcych, dobro ze złem, a życie – ze śmiercią. Powieść nabiera rumieńców, kiedy lokalni chłopcy znajdą niedaleko bagien pewnego młodzieńca, ruszy śledztwo, a jedną z podejrzanych stanie się nasza dzika i wolna Kya.

„Gdzie śpiewają raki” to także apoteoza życiowej mądrości i nauki poprzez doświadczenie, zmysły, „czucie”. Wiedza płynie zewsząd – zarówno z książek, które podaruje ci tajemniczy sąsiad, jak i z otaczającej przyrody, z której prawami – jeśli bacznie zaobserwujesz - zaznajomisz się bez lekcji biologii w szkole. Niech Was jednak nie zmyli będąca przedmiotem plotek samotność bohaterki! W rzeczywistości wszystko, co najważniejsze w jej życiu, dzieje się poprzez (lub z powodu) relacji z drugim człowiekiem. Owens poprowadzi nas z Kyą za rękę, abyśmy odczuli na własnej skórze, co znaczy światło i mrok człowieczego wnętrza. Razem z nią zapytamy: „Ile warto poświęcić, by pokonać samotność”?

Powiedzieć „polecam”, to jakby nic nie powiedzieć. A muszę się Wam zwierzyć – nie będąc entuzjastką wspomnianych wyżej opisów przyrody, zbierałam się do czytania dobrych kilka miesięcy. Tylko po to, by później ochrzcić tę powieść mianem jednej z kilku najważniejszych wśród literackich odkryć.

PS Uprzedzając pytanie - tak, moi drodzy, dowiecie się, „gdzie śpiewają raki”.

wtorek, 29 października 2024

It starts with us/ Colleen Hoover

 NIECH ZACZNIE SIĘ OD NAS SAMYCH



"It starts with us" to kontynuacja słynnej (za sprawą tegorocznej ekranizacji) powieści "It ends with us".
O ile powytrząsałam się nieco nad pierwszą częścią, o tyle z niekłamaną przyjemnością polecę Wam część drugą! Generalnie, gdyby te dwie pozycje stanowiły całość, jestem stuprocentowo przekonana, że obyłoby się bez krytyki Hoover a propos romantyzowania przemocowców i poetyzowania miłości "łobuzów" (co również i ja poczyniłam w swojej recenzji). Historia Lily wybrzmiałaby zupełnie inaczej! (a co za tym idzie - może nieudany PR filmu nie ujrzałby światła dziennego)
Albowiem "It start with us" jest niezwykle realistyczną opowieścią o tym, jak wygląda życie PO ucieczce od sprawcy i o tym, jak - z pomocą dobrych ludzi - można małymi kroczkami odbudować swój mocno pogruchotany świat. To również hołd dla pierwszej miłości i prawdziwa uczta dla czytelników spragnionych dalszych losów Lily i Atlasa. (Będziecie usatysfakcjonowani, gwarantuję!)
Okazuje się, że oba tytuły są nieprzypadkowe i piękną klamrą spinają w całość równolegle rozgrywające się historie Lily i Atlasa. Hoover wynosi na piedestał naszą sprawczość oraz stawia kropkę nad i w sprawie pokoleniowej traumy. Przekaz jest prosty: życie jest nieustającym pasmem wyborów i zawsze warto iść w kierunku dobra i miłości. Tak, jesteśmy składową wylanych przez lata łez i niesionych na podwątlonych barkach ciężarów, ale one nie definiują naszego jestestwa.
Jesteśmy kimś więcej i możemy więcej. A jeśli tuż za rogiem czeka początek lepszego życia? Miejmy oczy szeroko otwarte, by go nie przegapić i odwagę, by przyjąć, utulić i uwierzyć, że na nie zasługujemy.

wtorek, 8 października 2024

Nikt tego nie chce/ twórczyni Erin Foster

NOAH KOCHA ZA MILIONY, czyli o poważanym rabinie i wyzwolonej podcasterce słów kilka 




Dlaczego cały świat (łącznie ze mną) oszalał na punkcie tego serialu? Czy rzeczywiście jest TAK wyjątkowy, a jeśli - co świadczy o jego niepowtarzalności? 

To ja Wam wszystko króciutko podsumuję. 

1. Inteligentny humor, do jakiego tęsknimy, będąc zalewani tandetnymi produkcjami, które obfitują w kicz i nieśmieszne gagi.
2. Genialne postaci drugoplanowe (siostra Joanne - Morgan oraz brat Noah - Sasha). Widzowie dopytują o drugi sezon, licząc, że ta dwójka dostanie więcej "czasu antenowego".
3. Ciepełko i urok aż biją po oczach - możecie się nimi otulić niczym jesiennym kocykiem.
4. Twórczyni serialu oparła historię Noah i Joanne na własnych doświadczeniach - tak, kochani, TO wydarzyło się naprawdę! 
5. Jeden z najlepszych pierwszych pocałunków ever. Nie kłamię. 

Ale przede wszystkim - uwaga, werble! - NARESZCIE dostaliśmy w prezencie apoteozę zdrowych relacji i spokojnego, przynoszącego wytchnienie związku. Oto kobieta, która NIE dąży do naprawy toksycznego partnera. Oto mężczyzna, który NIE jest łobuzem, walczy o wybrankę i akceptuje ją w całości. Oto uczucie, które NIE jest pasmem nieszczęść i sposobem na wypełnienie emocjonalnej pustki. (Słynna kwestia Noah: "I can handle you" żyje już swoim internetowym życiem. Ale to już musicie sami obejrzeć!)

Czy to oznacza początek powrotu do starych, dobrych, wartościowych komedii romantycznych? Mam nadzieję! Chcemy więcej! (Trzeba przyznać, że serial wysoko ustawił poprzeczkę!)

Ach, jest jeszcze absolutnie cudowny Adam Brody. Wisienka na torcie

poniedziałek, 7 października 2024

Wielki Ogarniacz Pracy, czyli jak robić i się nie narobić/ Pan Buk, Pani Bukowa

 WSZYSCY SIEDZIMY PO USZY W TYM SAMYM ... 


Jeśli znacie poprzednie "Ogarniacze" ("Wielki Ogarniacz Życia" oraz "Wielki Ogarniacz Życia we 2"), wiecie, czego się spodziewać: niebanalnych historii, nietuzinkowych bohaterów, absurdu, ironii i humoru. Plus uwielbianych przez wszystkich "Bukowych" ilustracji. 

Ogarniacz jest dla tych, którzy kochają swoją pracę i chcą do niej puścić oczko, a nuż przypomnieć sobie, że nie samą pracą żyje człowiek. Oraz dla tych, którzy marzą o domku na Kostaryce i słodkim nicnierobieniu, a tymczasem dzień w dzień cierpią męki Tantala, bezskutecznie ucząc się asertywności i szukając pocieszenia w życiu POZA pracą. 

Z niniejszej pozycji dowiemy się między innymi, jak nie prosić o podwyżkę, jak się nie bratać z szefem, jak pracować z klientem, tudzież jak nie pracować z dziećmi. Utwierdzimy się w przekonaniu, że kawa to najważniejszy posiłek dnia i poznamy pięć najlepszych wymówek na spóźnianie się do pracy (warto wypróbować, co nam szkodzi!). Możemy również pobrać lekcję pt. jak splajtować lub jak się załamać nerwowo. Co kto woli - do wyboru, do koloru!

Poszczególne rozdziały są przeplatane "cytatami z internetów", a wiemy wszyscy, że inwencja twórcza internautów jest nieograniczona. Morda sama się śmieje, zobaczycie! 

PS Na półce czeka już na mnie "Wielki Ogarniacz Kuchni" - przebieram nogami. Czekajcie na recenzję! 

czwartek, 15 sierpnia 2024

Boże, daj orgazm. Jak być sobą w seksie/ Violetta Nowacka

 KOBIECY POWRÓT DO KORZENI


Już widzę teraz Wasze miny! Ha, to tylko sprytny zabieg autorki - nie jest to bynajmniej książka o pozycjach seksualnych i osiąganiu orgazmu (co i tak nie byłoby oczywiście niczym złym), ale genialnie napisany traktat o stłumionej kobiecości, która po latach próbuje znaleźć ujście i dopomina się o należyte jej prawa. (!)

Autorka, Violetta Nowacka, jest psycholożką i terapeutką, uczennicą samego prof. Zbigniewa Lwa-Starowicza (aby poznać rozważania profesora na temat kobiet, kliknij tutaj ). Na podstawie wieloletnich doświadczeń rozmów z kobietami, analizuje wpływ nauk Kościoła Katolickiego na funkcjonowanie kobiet w społeczeństwie i ich pozycję w hierarchii społeczno-rodzinnej. Surowo (ale z szacunkiem) punktuje kontrowersje związane z Katechizmem KK i podaje konkretne przykłady krzywdzącej narracji na temat kobiet (scheda po patriarchacie, który w sferach KK niezwykle trudno wykorzenić). Przede wszystkim jednak pokazuje, jak pielęgnowane od (tysięcy) lat schematy, wdrukowywane kobietom przez kolejne pokolenia, odcisnęły piętno na ich psychice i postrzeganiu siebie samych. Autorka podkreśla, że "ciało to portal dla duszy" i powinno być jej sojusznikiem, a nie wrogiem. Tymczasem ... w rozmowach z kobietami bezustannie przewija się temat wstydu, kompleksów, zakazów, nietolerancji, uległości seksualnej, kultu dziewictwa czy też nadmiernej skromności.  

Już na samym początku pani Nowacka zaznacza, że nie ma zamiaru walczyć z wyznawcami religii katolickiej. Czytając książkę, odczułam bardziej chęć rozprawienia się ze szkodliwymi stereotypami na temat kobiecej seksualności, których źródła należy szukać zawsze w dzieciństwie i wychowaniu - a w naszym kraju w przeważającej większości jest to wychowanie w duchu religii katolickiej. 

Pacjentkami autorki są kobiety 25-50+, które pogrzebały swoją kobiecość na skutek niesprawiedliwych osądów albo wpajanych im przez rodziców i księży (lub siostry zakonne) jedynych, słusznych prawd (między innymi: zakaz masturbacji i seksu przedmałżeńskiego, potępianie homoseksualizmu, antykoncepcji i rozwodów). Podczas terapii szukają swoich korzeni i uczą się dostrzegać kobiece piękno, a także dawać sobie przyzwolenie na wyrażanie siebie, również w sferze seksualnej. Aby jednak do tego dotrzeć, trzeba wyleczyć to, co nieuleczone i zaopiekować się swoją kobiecością. 

I o tym jest ta książka. Polecam bezapelacyjnie! 

sobota, 27 lipca 2024

Dlaczego Adele straciła głos? Z pamiętnika nauczyciela śpiewu/ Bartek Caboń

"JEDZ, MÓDL SIĘ, KOCHAJ I ŚPIEWAJ - UMIEJĘTNIE"


To jest i jednocześnie NIE jest książka o śpiewaniu. Fakt, śpiewanie jest tutaj motywem wiodącym (uprzedzę pytania: tak, pojawia się info o Adele)  – w końcu autorem jest nie kto inny, a wokalny guru, trener Bartek Caboń.

Miałam okazję poznać Bartka osobiście (w przelocie), ale obserwuję go od dawien dawna (i jego zespół Wokalektyw, w którym śpiewa moja córka) i powiem Wam, że wszystko, o czym tam czytamy - pasuje do niego jak ulał! Sam sposób pisania jest genialny - gawędziarski i inteligentny zarazem. (Urodzeni w latach 80. ubiegłego wieku docenią wplecione pomiędzy rozważania wersy z kultowych utworów naszej młodości - cudo!) 

To jest książka o życiu. O życiu w śpiewaniu, o życiu poprzez śpiewanie, o śpiewie, który nosimy w głowie i w sercu. 

Uwaga! Nie przeczytacie tej „kobyły” na raz. Trzeba robić przerwy, bo warstwy informacyjno-edukacyjnej jest dużo (i dobrze!). Dla kogoś, kto interesuje się muzyką lub miał do czynienia ze śpiewem (np. dla mnie), jest to kompendium wiedzy pt. jak NIE śpiewać i jak nie być ZŁYM nauczycielem śpiewu. Bartek obala niezliczone mity, czasami punktuje cudze (własne też!) błędy i daje prztyczka w nos niektórym znanym artystom (wszystko w granicach dobrego smaku). Nawiasem mówiąc, historie z tzw. show-biznesu są mocno intrygujące (nie oszukujmy się -  każdy czytelnik usiłuje odszyfrować, kto kryje się pod danymi inicjałami). Plotki, ploteczki – zawsze w cenie.

Podsumujmy.

Czego dowiedziałam się o śpiewaniu:

- każdy głos ma punkt, w którym się osadza,

- czekolada nie skleja strun głosowych,

- tabletki na gardło nie naprawią głosu,

- uczestnicy "Voice'a" też fałszują :)


Czego dowiedziałam się o Bartku:

- żart znaczy przytulas,

- śpiew "wyleczył" go z jąkania,

- ceni Piotrka Cugowskiego,

- pisze wiersz(e)yki. 

Rzecz jasna, dowiedziałam się jeszcze mnóstwa innych rzeczy, ale przecież nie zdradzę takich perełek - sami musicie przeczytać! Warto, zdecydowanie warto. 

PS Być może zdenerwują Was literówki i drukarskie niedociągnięcia - wiem jednak, że Bartek szykuje drugie, "ulepszone" wydanie, więc stay tuned! 

poniedziałek, 15 lipca 2024

It ends with us/ Colleen Hoover

 HISTORIA O TYM, CZYM MIŁOŚĆ NIE JEST


Hm … tym razem nie będzie entuzjastycznych ochów i achów, tylko słodko-gorzka recenzja wraz z subtelnym ostrzeżeniem.

Ale do rzeczy. Wiedziona ciekawością (w sierpniu trafia do kin ekranizacja z uroczą Blake Lively), postanowiłam sprawdzić na własnej skórze, o co chodzi z fenomenem Colleen Hoover. Powieść czytałam po angielsku, nie znam zatem polskiego przekładu, ale uczciwie przyznaję, że w oryginale styl Hoover ani nie razi, ani nie boli. „It ends with us” czyta się dobrze, szybko, pochłania trochę jak kolejne odcinki serialu o miłości.

Tak, jest to powieść o miłości. Bez wątpienia. Wątek z młodości Lily i Atlasa (bardzo fajnie wprowadzony za pomocą listów bohaterki do Ellen DeGeneres) jest przecudny, można się naprawdę zauroczyć (duży plus)! Mimowolnie sięgniecie wspomnieniami do Waszych pierwszych miłosnych doświadczeń, tych czystych, naiwnych,  jeszcze nieskażonych późniejszymi rozczarowaniami.

Przejdźmy do minusów: związek Lily z Ryle’m (czyli wątek główny). OK, kumam, że autorka chciała opisać schemat ofiary uwikłanej w spiralę przemocy i w PEWNYM stopniu jej się to udaje - także poprzez historię matki Lily i jej przemocowego ojca. Aczkolwiek, kiedy zaczyna się  tłumaczenie patologicznych reakcji Ryle’go i analizowanie jego nieszczęśliwego dzieciństwa, zapala nam się czerwona lampka: STOP! To przeczy wszelakim psychologicznym radom udzielanym ofiarom przestępstw, albowiem żelazna zasada brzmi: NIE ANALIZUJ OPRAWCY. Nie pochylaj się nad jego dzieciństwem. Nie poszukuj przyczyn jego zachowania. Nie używaj słowa „miłość”, tam, gdzie występują agresja i przemoc. Skup się na SOBIE i swoim uzdrowieniu. Dlaczego bohaterka (inteligentna, skądinąd, kobietka) nie zwróciła się po pomoc do terapeuty, dlaczego nie wyposażyła się w wiedzę, dzięki której wszystko stałoby się jasne i klarowne? Dlaczego wydawało jej się, że sama znajdzie wyjście z tak wyniszczającego związku, polegając jedynie na swoim (mocno zakrzywionym) osądzie sytuacji?

Totalnie rozumiem zarzuty wobec Hoover, jakoby romantyzowała sprawcę przemocy. Kiedy czytasz, jak on płacze rzewnymi łzami, jaki jest biedny, poraniony, jak chciałby być dobry, ale nie potrafi itd. – otwiera ci się nóż w kieszeni, albowiem nie o to się rozchodzi w schemacie ofiara-kat! Proces zdrowienia nie polega na litości ani współczuciu wobec sprawcy, ale o zadbaniu o WŁASNY dobrostan. I chociaż częściowo bohaterka dochodzi do konkretnych wniosków (pod koniec powieści), to i tak czuję niesmak na myśl o tym, jak ten obraz „pięknego agresora” może namieszać w głowach młodym czytelniczkom, spragnionym wielkiej, namiętnej i burzliwej miłości. Nie sądzicie, że era fascynacji bad boy’em powinna już odejść do lamusa?  Skupmy się na osobach, które obdarzają nas troską i przy których odnajdujemy poczucie bezpieczeństwa.

Moje ostrzeżenie: jeśli masz jakąkolwiek wiedzę psychologiczną na temat relacji sprawca-ofiara, możesz tę książkę przeczytać. Będziesz wtedy wiedział/a, że łobuz wcale nie kocha najbardziej i w obliczu zagrożenia trzeba brać nogi za pas. Jeżeli zaś ten temat jest Ci obcy, wybierz, proszę, inną książkę – o miłości zdrowej, bezpiecznej i przynoszącej ukojenie.

PS  Drodzy autorzy, nie ubierajcie oprawcy w piękne opakowanie: markowy garnitur, dobrą pensję czy czarujące oczy – nic dobrego z tego nie wynika.


piątek, 12 lipca 2024

W głowie się nie mieści 2/ reż. Kelsey Mann, scen. Meg LeFauve i Dave Holstein

O OSWOJENIU EMOCJI SŁÓW KILKA 



Kochani! Chyba nie ma lepszego filmu o emocjach, o tym, że trzeba je wszystkie przeżyć, przetrawić i zaakceptować! O tym, że każda z nich jest istotna, a wszystkie w komplecie budują nas jako jednostki. O tym, że codziennie chwile z czasem nabierają magii i stają się naszymi ‘core memories’ - najważniejszymi wspomnieniami, które towarzyszą nam już zawsze. O tym, jak przekonania (tworzone w naszej głowie) kreują osobowość, a ta potem rządzi naszym życiem.

Będziecie się śmiać i płakać na przemian! Doczytałam, że za konceptem filmu stoją Meg LeFauve (scenariusz) i Kelsey Mann (reżyseria) – ochrzcić ich mianem geniuszy to nadal mało! Scena z atakiem paniki głównej bohaterki, Riley, należy do najlepszych w historii kina (nie tylko animowanego) – powinien ją obejrzeć każdy nastolatek razem ze swoim rodzicem, każdy nauczyciel, lekarz, ciocia, wujek – wszyscy, którzy na co dzień obcują z dorastającymi dziećmi i nie rozumieją, co się z nimi dzieje.  

Jestem bezkrytycznie zakochana w tej koncepcji (wędrówka emocji po czeluściach mózgu Riley to jest majstersztyk!). Jak dla mnie, w porównaniu z częścią pierwszą, twórcy (po 9 latach od premiery „jedynki”) weszli na level mistrzowski. Bezapelacyjne 10/10!


środa, 3 lipca 2024

Wyluzuj, kobieto!/ Katarzyna Grochola

"CZASEM WYSTĘPUJĄ TEŻ MINUSY UJEMNE"

 

„Życie jest takie niesprawiedliwe. Człowiek, czyli kobieta, rodzi w bólach, potem wychowuje najlepiej, jak potrafi, a potem pojawia się jakaś baba na gotowe i zabiera jak swojego”.

 

Nooo, kochani! Nic lepszego nie mogło nam się na początku wakacji przytrafić! Tym razem Grochola wkracza z przytupem z komedią obyczajową (chwilami wręcz komedią omyłek), która tętni inteligentnym i ciętym jak brzytwa humorem (cud miód!), zalewa nas falą przyjemnego, rodzinnego ciepła i – jakby tego było mało - obdarowuje pokaźną skarbnicą życiowych mądrości.

Ile w tej zwyczajnej, wydawałoby się, opowieści prawdy o relacjach międzyludzkich! O matkach-lwicach, walczących o szczęście swoich synków, o teściowych-zołzach, spędzających swoim synowym sen z powiek, czy też o mężach-jaskiniowcach, zaszywających się w swoich pracowniach, niepomnych na skargi umęczonych żon  … Tylko … (tu czytelnik bije się w piersi!) czy to wszystko wygląda zawsze tak, jak nam się wydaje? Czy teściowa faktycznie pragnie zedrzeć z nas skórę, a przyszła synowa unieszczęśliwić naszego synka na wieki wieków?

Przecież już wiemy, że u Kasi Grocholi nic nie jest zerojedynkowe. NIGDY W ŻYCIU! W każdej jej powieści bohaterowie stopniowo zdejmują z siebie kolejne warstwy i w efekcie końcowym wprawiają nas w niemałe osłupienie. Każdy niesie ze sobą jakąś historię – zdawałoby się, że słyszę Grocholę. Nie osądzaj, nie oceniaj. Wyluzuj.

Ach, i jeszcze na sam deser … Grochola nie byłaby sobą, gdyby nie skorzystała z okazji i nie zafundowała czytelnikom kilku(nastu) politycznych (przepięknie zawoalowanych) prztyczków w nos (a właściwie … nosy rządzących). Ach, jak to się dobrze czyta! Mieszanka idealna.

P.S. Książka została ukończona we wrześniu 2023 r., więc odpowiedź na pytanie, o czyje nosy chodzi, jest raczej oczywista.  


sobota, 22 czerwca 2024

Myśl jaśniej! Zmień myślenie, a zmienisz swoje życie / Darius Foroux

 CZŁOWIEK JEST TYM, O CZYM PRZEZ CAŁY DZIEŃ MYŚLI – EMERSON

 

„Przede wszystkim chciałbym jednak podkreślić, że tego rodzaju książki pomagają wtedy, kiedy ma się otwarty umysł. Jeśli uważasz, że nie jest to dobry moment, pomogę ci zaoszczędzić godzinę z życia – po prostu pozbądź się jej książki” – tymi słowami powita nas autor "Myśl jaśniej!", Darius Foroux, propagator pragmatyzmu i jasnego myślenia.

Święta prawda – nierzadko tego typu self-help books (poradniki) mocno nas wkurzają i w moim przypadku też tak bywało (bo to raz!). Fundowanie osobom w kryzysie kilku złotych myśli nie wydaje się bynajmniej pomocne ani lecznicze. Ale najwidoczniej TA książka pojawiła się w idealnym momencie w moim życiu – w okresie, gdy wykonałam już sporą część pracy nad sobą i mój umysł gotowy był przyjąć propozycje nowych rozwiązań.

Foroux nie odkrywa Ameryki – przeważającą część porad zapewne słyszeliście niejeden już raz, ale odnoszę wrażenie, że autor ujmuje je w tak konkretny sposób, popierając każdorazowo przykładami czy opiniami ekspertów, że w tym przypadku są one jak najbardziej DO PRZYJĘCIA. Nie irytują, nie emanują banałem ani nie popularyzują nieudolnej psychologii. Mottem poradnika są słowa Wiliama Jamesa: „Jeśli uda ci się zmienić sposób myślenia, zmienisz swoje życie”. Banalne, prawda? Jednak argumenty podrzucane nam przez autora są naprawdę przekonujące, a ton – wbrew nierzadko trudnym tematom – lekki i celny zarazem.

Nie sięgajcie po tę książkę, jeśli jesteście w głębokim kryzysie lub dopiero rozpoczynacie proces zdrowienia – jest wówczas zdecydowanie za wcześnie na tego typu „rewelacje”.  Na 100% będą wydawać się Wam sztuczne i tandetne. Ale jeśli – tak jak u mnie – moment jest dogodny, a umysł otwarty, to naprawdę warto – ziarno zostało zasiane i czuję, że kiełkuje.  

wtorek, 11 czerwca 2024

Nie mylić z miłością/ Katarzyna Nosowska

 KASIA NOSOWSKA PO RAZ TRZECI


"Pewnie, jak większość ludzi, lubicie dowody naukowe, twarde najlepiej. Nie mam niczego takiego, bo dowody przynależą do świata, w którym oczekiwania budują codzienność, a miłość jest transakcją. Mam tylko czucie". 

Wszyscy wiedzieliśmy, że Kasia świetnie śpiewa - dla mojego pokolenia zespół HEY to ikona rocka i niekwestionowany muzyczny diamencik lat 90. O tym, że dobrze pisze, dowiedzieliśmy się z jej literackiego debiutu, czyli "A ja żem jej powiedziała". Potem był niczym mu nie ustępujący "Powrót z Bambuko", a w tym roku dostaliśmy kolejny literacki prezent - "Nie mylić z miłością". 

Tytuł mówi bardzo wiele - wszak jest to książka właśnie o miłości! Nie mamy, co prawda, przeklętych przez los kochanków czy śpiewającego pod balkonem trubadura - w zamian za to Kasia zaprasza nas na swojego rodzaju odkrywczą misję pod wezwaniem: czym jest miłość. 

Krążymy zatem krętymi drogami, mijając kolejne przystanki-wspomnienia lub przystanki-refleksje, a każdy z nich, odpowiednio nazwany (Zakochanie, Obsesja czy Pocałunek) uruchamia coraz to inny obszar w miejscu, w którym jesteśmy sobą bez masek i tajemnic. NIC tu nie jest przypadkowe, ba! TRZEBA NAM raz po raz przystanąć i wraz z Kasią przeczesać teren w poszukiwaniu odpowiedzi. A po tej (dość wyczerpującej, ale jakże przyjemnej) intelektualnej podróży, spotyka nas nagroda: przystanek MIŁOŚĆ. O, niebiosa! Co tu się wydarzyło, co ta nasza Kasia popełniła! Mistrzostwo! Są i łzy, i śmiech, i gęsia skórka. Ten ostatni przystanek jest przecudną kwintesencją naszego ziemskiego bytowania, a może nawet - zaryzykuję! - magiczną receptą na to, gdzie tejże wyśnionej miłości szukać, jak ją rozpoznać i jak już nigdy, przenigdy nie pomylić jej z niczym innym. 

PS Natknęłam się na opinie krytyczne typu: dużo grafiki, mało tekstu. Cóż - jakość to nie zawsze ilość. Akurat u Kasi wszystko jest wyważone, a grafiki są przepiękne i NA TEMAT. 

PPS Czy znacie najnowszy projekt Kasi i jej syna, czyli podcast "Bliskoznaczni"? Gorąco polecam! 


sobota, 11 maja 2024

Następstwa/ reż. Megan Park

 RAZ, DWA, TRZY - GINIESZ TY! 



Wydaje mi się, że „Następstwa” (oryg. Fallout) to film na jednorazową projekcję – ale za to niezwykle ważną. Oto poznajemy uczniów amerykańskiego liceum na kilka minut przed szkolną strzelaniną. Kolejne kadry to już tytułowe „następstwa” traumatycznego przeżycia. Główne bohaterki, Vada i Mia (niepodważalna chemia pomiędzy Jenny Ortegą i Maddie Zegler), prowadzą  nas w podróż do swoich najciemniejszych miejsc, gdzie czają się najbardziej podstępne demony. Paleta emocji jest powalająca. Od paraliżującego strachu poprzez rozpacz i żałobę, aż do aktywnego działania. Na skutek strzelaniny, a co za tym idzie, śmierci rówieśników, dzieci nie tylko toną w smutku, ale również wycofują się z życia szkolnego i rodzinnego. W historii Vady widzimy to doskonale na przykładzie jej młodszej siostry, Amelii (fenomenalna Lumi Pollack). Cierpi cała rodzina, przyjaźnie wiszą na włosku, a rana, mimo upływu czasu, zdaje się nie zabliźniać.

To bardzo istotny film w dyskusji na temat dostępu do broni w Stanach Zjednoczonych. Nadzwyczaj realistyczny, skupiający się wyłącznie na skutkach strzelaniny i tym, co zostaje, gdy opadnie kurz. Daję dodatkowe plusy za ukazanie wartości płynącej z psychoterapii i za świetne aktorstwo młodzieży. Obejrzyjcie – bez względu na to, czy jesteście za czy przeciw tzw. gun policy w USA. Następstwa traumy są przecież jednakie niezależnie od naszych poglądów.  

piątek, 3 maja 2024

Już nikt mnie nie skrzywdzi/ Marcel Moss

KIEDY DOM JEST POLEM BITWY


 "Chcę być wolny od tej toksyny, która każdego dnia przenika mi do krwioobiegu, wypala żyły i tętnice, odbiera szczęście i poczucie bezpieczeństwa". 

Na przestrzeni lat wiele się zmieniło w temacie postrzegania przemocy domowej - teraz już prawie wszyscy zdają sobie sprawę, że trzeba o niej mówić głośno i bez wstydu. Trzeba bezwzględnie karać sprawców oraz nigdy, przenigdy nie obwiniać tych, którzy przemocy doświadczyli. Sprawa jest jasna i nie podlega dyskusji: kat - ofiara; nie ma czegoś "pośrodku". Kiedy Marcel Moss pisze o przemocy, również nie ma niczego "pośrodku". Jest surowo, okrutnie i naturalistycznie. To świat pełen mroku, w którym próżno szukać światła nadziei. Należy się zatem ostrzeżenie: treści są drastyczne i nie każdy będzie w stanie przez nie przebrnąć.  

Maks, nastolatek podejrzany o morderstwo swoich rodziców i brata, decyduje się odsłonić kurtynę pozorów i ujawnić rodzinne tajemnice. Zabiera nas do życia przepełnionego codzienną beznadzieją, zapoznaje z hodowaną od kilku lat traumą i prowadzi do społeczności szkolnej, w której tamtejsi kaci - mimo że mają naście lat - nie znają współczucia ani litości. Zaczynasz się zastanawiać, gdzie istnieje granica pomiędzy obroną a zemstą, pomiędzy empatią a poczuciem sprawiedliwości, pomiędzy zrozumieniem a odruchowym samosądem. Czasami budzą się w tobie pierwotne instynkty, w których nie ma miejsca na psychologiczną głębię. A innym razem rozkładasz na kawałki: czy ktoś może być rzeczywiście tak do szpiku kości nasiąknięty złem i mrokiem, czy istnieje jakieś dla niego usprawiedliwienie i czy "ten zły" zawsze zasługuje na śmierć? Kiedy wreszcie poznajesz prawdę, chcesz od nowa wszystko zrozumieć; jednak jesteś świadomy, że nic nie jest jednoznaczne i dopóki nie włożysz cudzych butów, powinieneś wstrzymać się z bezkompromisowym osądem. Zatem pozostaje ci jedynie pomodlić się o świat bez zła, rządzony siłą miłości, a nie miłością do siły.

Moss przytacza niechlubne statystyki: śmierć członków rodziny, samobójstwa dzieciaków, zabójstwa w samoobronie. Doskonale wiemy, że są wokół nas domy, które są polem bitwy. Gra pozorów została tam opanowana do perfekcji i tylko wnikliwi obserwatorzy są w stanie ją zauważyć. Jeśli jesteś jednym z nich - reaguj, edukuj, pomóż. Przemoc karmi się milczeniem.  

wtorek, 23 kwietnia 2024

Jedno życzenie/ Nicholas Sparks

 "ALE CO TO ZA PRZYJEMNOŚĆ SAMOTNIE OGLĄDAĆ BAŚNIOWY ZACHÓD SŁOŃCA?"


Sparks powrócił w wydaniu, za które pokochałam go dobrych kilkanaście lat temu (kiedy to było? 2001 rok może?). Zachłyśnięcie się "mistrzem romantycznych historii" trwało w moim literackim wszechświecie stosunkowo długo; kolejne powieści zajmowały coraz wyższe miejsca w moich personalnych TOP-ach ("Bezpieczna przystań", "Dla Ciebie wszystko" czy "I wciąż ją kocham"). Zamawiałam anglojęzyczne wersje za niebotyczne sumy, zanim wypuszczano na rynek polskie tłumaczenia. Jego książki towarzyszyły mi przez połowę mojego życia! 

Aż w którymś momencie (chyba przy okazji "We dwoje" albo "Z każdym oddechem") nadeszło jedno wielkie (jakże bolesne!) rozczarowanie. Mistrz stał się powtarzalny, fabuły przewidywalne, a język jakiś taki ... tandetny (sorry, Nick). Nie poddawałam się jednak, postanowiłam, że z uwagi na sentyment podejmę czytelniczą próbę wobec każdej jego powieści i cierpliwie (tudzież naiwnie) poczekam na renesans. 

I oto jest! "Jedno życzenie" mogłoby z powodzeniem być Waszą pierwszą przygodą ze Sparksem - ba! nawet dobrze by się stało, bo poznalibyście go z absolutnie NAJLEPSZEJ strony. Jest tu tyle świeżości, że można by nią obdarować kilka ostatnich - moim zdaniem, kompletnie nieudanych - powieści. 

Sparks przychodzi z nieporuszanym dotąd tematem nastoletniej, nieplanowanej ciąży i świetnie sobie z nim radzi. Umiejętnie ukazuje też niełatwe rodzinne relacje i przepiękną, pełną uroku (i nieprzesłodzoną!) opowieść o pierwszej miłości. A wszystko rozgrywa się na cudownej, malutkiej wysepce, gdzie wszyscy znają wszystkich, gdzie szumi morski wiatr, a na niedzielną mszę do kościoła płynie się porannym promem. 

Ach - i najważniejsze! Mamy dwie perspektywy czasowe, więc dowiecie się również, jaki jest koniec tej historii (plot twist mnie powalił na kilka kolejnych dni). Gwarantuję zachwyt! 

niedziela, 10 marca 2024

"Dobrzy nieznajomi"/ reż. Andrew Haigh

 THE POWER OF LOVE 


Nie bez powodu napiszę dziś, 10 marca, w Dniu Mężczyzn, o wyprawionej nam przez Andrew Haigh’a filmowej uczcie, troszkę nieudolnie przełożonej na język polski jako „Dobrzy nieznajomi” (zdecydowanie więcej o przesłaniu powie nam angielski tytuł „All of us strangers”). Napiszę o mężczyznach, którzy chcą wierzyć w miłość, którym nieobcy jest ból istnienia i którzy nie wstydzą się łez.

Adam i Harry poznają się przypadkiem, będąc jedynymi mieszkańcami wielkiego londyńskiego wieżowca (co wydaje się dziwne, ale po dłuższym czasie nabiera znaczenia). Adam (oszałamiający Andrew Scott) jest scenarzystą-samotnikiem, który – osierocony w wieku 12 lat – przez całą młodość zmagał się ze swoją homoseksualnością (lata 90-te, epidemia AIDS, marne początki jakiejkolwiek otwartości na środowisko LGBTQ+, o którym wówczas nikt nie słyszał). Harry (genialny Paul Mescal), jego młodszy o kilka lat sąsiad, dorastający dwie dekady później, w świecie już bardziej otwartym i przyjaznym, ma zgoła inne, mniej traumatyczne, doświadczenia. Chyba dzięki temu jest w stanie przebić się przez emocjonalną skorupę Adama i pokazać mu, że szczęście jest w zasięgu ręki.

Odnoszę wrażenie, że opisanie kiełkującego między nimi uczucia za każdym razem otrze się o banał. Ale kiedy spotykają się dwie delikatne dusze, kiedy Adam zrzuca zbroję i zaprasza Harry’ego do swojego świata, kiedy razem odkrywają, jak smakuje dobra, cierpliwa miłość – to wówczas jest jedynie czyste piękno, słońce i uśmiech. Co więcej, Adam pewnego razu odwiedza swój dom rodzinny, gdzie – tu szok! - spotyka swoich (nieżyjących?) rodziców (rewelacyjni Jamie Bell i Claire Foy), a tym samym ma jedyną, niepowtarzalną szansę rozprawić się z przeszłością, która – nieproszona – nie pozwala mu zakotwiczyć się w teraźniejszości i cieszyć się spokojem.

Nie zdradzę więcej; wierzę, że sprawdzicie na własnej skórze, samodzielnie odkryjecie wszystkie tematyczne warstwy i rozszyfrujecie symbole (tu będzie się działo, gwarantuję!!!). Ten film po prostu TRZEBA zobaczyć! Ktoś mógłby powiedzieć: ale tutaj nic się nie dzieje, ot, spotyka się dwoje nieznajomych … (STRANGERS!) Tymczasem - na pograniczu jawy i snu rozgrywa się niezwykła opowieść, która – jeśli tylko pozwolicie - wkradnie się w każdy zakamarek Waszych serc i zostanie tam na wieki wieków.

To film otoczony mgłą surrealizmu, z przepiękną ścieżką dźwiękową – film, w którym głównymi bohaterami są tylko i wyłącznie uczucia, a Adam i Harry są jedynie pośrednikami, mającymi rozłożyć je na kawałki i pomóc zrozumieć. Jest tutaj wszystko: żal, lęk, cierpienie, miłość rodzica, miłość syna, miłość romantyczna. I wreszcie – „Dobrzy nieznajomi” to także opowieść o żałobie, o pożegnaniu z tym, co już za nami i o tym, że – i tu zapewne otrę się, chcąc nie chcąc, o banał – nic nie pokona siły miłości i w ostatecznym rozrachunku tylko ona ma sens.

piątek, 8 marca 2024

"Wszystko będzie dobrze"

MOJA PRYWATNA ROCZNICA




Dokładnie rok temu, w Dniu Kobiet, odbyła się premiera mojej debiutanckiej powieści i … świat nabrał nowych barw. Nie, nie spłynął na mnie deszcz pieniędzy. Nie, nie dopadła mnie międzynarodowa sława. Ale sam fakt, że inni przeczytali tę książkę i docenili mój talent – sprawiło, że urosły mi skrzydła.

I nie dam sobie ich przyciąć! Pisanie jest dla mnie tak naturalne jak oddychanie. Czasem czuję, że JESTEM pisaniem. Czasem po prostu MUSZĘ coś zanotować, bo kłębiące się w głowie myśli nie dają mi żyć. Słyszę fragment rozmowy i już piszę jej ciąg dalszy, już ona żyje swoim (moim) życiem.

Zatem piszę nadal, bo to moja pierwsza miłość, a wszyscy dobrze wiemy, że stara miłość nie rdzewieje. Dziękuję Wam za wszystkie ciepłe słowa – mogę się nimi ogrzewać do woli i czerpać siłę do dalszej pisarskiej pracy. (czekajcie cierpliwie!)

PS. A jeśli ktoś jeszcze nie czytał „Wszystko będzie dobrze” – to oczywiście zapraszam, gdyż nieskromnie uważam, że to jest BARDZO dobra książka! (link z lewej strony w zakładce)

PS 2: A to, że na okładce jest moja ukochana córka Kasia, to jest totalny kosmos!

czwartek, 29 lutego 2024

Jeden dzień/ David Nicholls

 "TO W DNIACH MIEŚCI SIĘ NASZE ŻYCIE"


Był film, serial, a potem książka. Rzadko zdarza mi się taka kolejność; wiadomo – wpierw wyobraźnia, a potem „gotowe” rozwiązanie. Ale w przypadku „Jednego dnia” – o, dziwo! - nie miałam nic przeciwko, że twarze Emmy i Dexa istnieją już w filmowej i serialowej przestrzeni, a wypowiedziane słowa już zdążyły na dobre osiąść w mojej głowie.

Film z Anne Hathaway był bardzo dobry, to raczej powszechna opinia. Sceptycznie zatem podchodziłam do Netflixowego serialu, sądząc, że kilkanaście odcinków to zdecydowanie zbyt wiele, że to już było, że po co wskrzeszać i zmieniać, że lepiej nie ruszać …

A potem … ŁUP. Jak obuchem – tyle że w serce. Spokojnie mogę powiedzieć, że serial stoi u mnie na podium obok fenomenalnych „Normalnych ludzi” z Paulem Mescalem i Daisy Edgar Jones. Muzyka, obsada, sceneria – tu WSZYSTKO się zgadza. Każde spojrzenie, każdy grymas i każdy niezręczny gest – mają sens. Serialowa Emma jest harda i cięta jak brzytwa, a Dex uroczy i głupiutki jak but, a razem tworzą niezwykle autentyczny, przepełniony iskrami duet, który chce się przytulić do serca i szepnąć: zostańcie na dłużej.   

Żyjąc na po-serialowym haju, postanowiłam skonfrontować się z kultową powieścią. Davidzie, przybywam i będę krytyczna! – myślę. I po chwili jedno wielkie UFF. Paręset stron czytelniczej rozkoszy. Ta sama wartka akcja, piekielnie inteligentne dialogi i wyłowione z nich literackie perełki. Podsumowując: bierzcie wszystko! Film, serial i powieść – każde osobno jest wartością samą w sobie i każde z nich rozwali was emocjonalnie na sto procent.

Tak to jest z miłością, prawda?

piątek, 9 lutego 2024

Serce w chmurach/ Jennifer E. Smith

STATYSTYCZNE PRAWDOPODOBIEŃSTWO MIŁOŚCI OD PIERWSZEGO WEJRZENIA 


Taki jest tytuł oryginalny ("The Statistical Probability of Love at First Sight") i on idealnie oddaje klimat tej powieści. 

Postanowiłam przypomnieć Wam o tej pozycji z racji bardzo dobrej ekranizacji, którą możecie pod tym samym tytułem ("Spacer w chmurach") oglądać od paru tygodni na Netflixie. 

Zatem: mimo prozaicznego (i wydaje się, że oklepanego) tematu (dziewczyna-chłopak-lotnisko-uczucie-podróże-kłopoty itd.), jest to bardzo przyjemna pozycja dla młodych (i nie tylko!) romantyczek/ romantyków, którym się marzy, że któregoś dnia spóźnią się cztery minuty na samolot i te cztery minuty zaważą na ich przyszłym życiu, ponieważ właśnie w oczekiwaniu na następny lot poznają miłość swojego życia ... A dalej zadziałają już zbiegi okoliczności (albo przeznaczenie ...?) i wydaje się wystarczającym podpisać się pod słowami Dickensa, będącymi mottem tej książki: "Ach, bywają w życiu dni istotnie warte życia i warte śmierci."

Cieplutka, urocza, fajnie napisana. Czego chcieć więcej w te zimne, lutowe, deszczowe wieczory?

środa, 31 stycznia 2024

Antologia poezji miłosnej/ Wydawnictwo IBIS

 "KOCHA SIĘ ZA NIC"




Postanowiłam sprawić sobie na urodziny taki prezencik! Ponad 400 stron (!) literackiej uczty - przekrój przez wszystkie epoki, począwszy od Kochanowskiego czy Morsztyna, przez Mickiewicza, Słowackiego, Norwida, Asnyka, aż do Przerwy-Tetmajera, Leśmiana, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Bursy czy Baczyńskiego!
A oprócz tych najsłynniejszych mistrzów słowa - także ci mniej znani: Edmund Bieder, Światopełk Karpiński czy Andrzej Sosnowski.

Bezapelacyjnie polecam!