czwartek, 29 lutego 2024

Jeden dzień/ David Nicholls

 "TO W DNIACH MIEŚCI SIĘ NASZE ŻYCIE"


Był film, serial, a potem książka. Rzadko zdarza mi się taka kolejność; wiadomo – wpierw wyobraźnia, a potem „gotowe” rozwiązanie. Ale w przypadku „Jednego dnia” – o, dziwo! - nie miałam nic przeciwko, że twarze Emmy i Dexa istnieją już w filmowej i serialowej przestrzeni, a wypowiedziane słowa już zdążyły na dobre osiąść w mojej głowie.

Film z Anne Hathaway był bardzo dobry, to raczej powszechna opinia. Sceptycznie zatem podchodziłam do Netflixowego serialu, sądząc, że kilkanaście odcinków to zdecydowanie zbyt wiele, że to już było, że po co wskrzeszać i zmieniać, że lepiej nie ruszać …

A potem … ŁUP. Jak obuchem – tyle że w serce. Spokojnie mogę powiedzieć, że serial stoi u mnie na podium obok fenomenalnych „Normalnych ludzi” z Paulem Mescalem i Daisy Edgar Jones. Muzyka, obsada, sceneria – tu WSZYSTKO się zgadza. Każde spojrzenie, każdy grymas i każdy niezręczny gest – mają sens. Serialowa Emma jest harda i cięta jak brzytwa, a Dex uroczy i głupiutki jak but, a razem tworzą niezwykle autentyczny, przepełniony iskrami duet, który chce się przytulić do serca i szepnąć: zostańcie na dłużej.   

Żyjąc na po-serialowym haju, postanowiłam skonfrontować się z kultową powieścią. Davidzie, przybywam i będę krytyczna! – myślę. I po chwili jedno wielkie UFF. Paręset stron czytelniczej rozkoszy. Ta sama wartka akcja, piekielnie inteligentne dialogi i wyłowione z nich literackie perełki. Podsumowując: bierzcie wszystko! Film, serial i powieść – każde osobno jest wartością samą w sobie i każde z nich rozwali was emocjonalnie na sto procent.

Tak to jest z miłością, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz