ZDECYDOWANIE ZBYT DŁUGA DROGA DONIKĄD
Kiedy Beth O'Leary wydała "Współlokatorów", z impetem weszła do czytelniczego świata 20-30-40-parolatków i zaskarbiła sobie sympatię Bookstagrama. To był niewątpliwy sukces. Dzisiaj ... mam wątpliwości, czy to dobrze zacząć od bestsellera, który wywołuje wszechobecny zachwyt? Bo co właściwie zostaje "na potem"? Pogoń za ideałem?
Po znakomitych "Współlokatorach" przyszedł czas na "Zamianę". Było mniej szału, ale powieść trzymała poziom. Może akcja mniej wartka, ale i bohaterowie przyjemni, i język przyzwoity.
Wobec trzeciej pozycji miałam duuuże oczekiwania. Streszczenie zapowiadało typową "powieść drogi", wypełnioną uczuciowymi potyczkami głównej pary, a okładka wabiła świetnym designem. Tymczasem ... ku mej wewnętrznej literackiej rozpaczy, odnalazłam 412 stron miłosnej historii, której sedno można by z powodzeniem zamknąć w połowie objętości. (czy tylko ja mam wrażenie, że autorzy co poczytniejszych lektur piszą "na ilość", a nie "na jakość"?)
Generalnie nie wiem, co definiuje tak zwaną "wielką miłość" Dylana i Addie. On zakochuje się w jej wyglądzie, ona nie rozumie za grosz jego wierszy, a po dwóch tygodniach wakacyjnego romansu są gotowi niemalże układać ze sobą życie, niczym sklonowani bohaterowie ostatniego (nieudanego) Sparksa.
Autorka przeplata ze sobą dwa plany czasowe, zapewne celem wprowadzenia dynamiki; w rezultacie właściwie czytelnika irytuje, albowiem nie ma w tej opowieści nic aż TAK tajemniczego, co wymagałoby gradacji flashbacków, mających wyjaśnić jakąś niebywałą zagadkę z przeszłości. W rzeczywistości ... ów - nazwijmy to - "sekret" okazuje się być zwykłym nieporozumieniem (co prawda okraszonym dramatycznymi okolicznościami), więc dlaczego czytelnik czeka na niego 400 ciągnących się niemiłosiernie stron?
Żeby nie było wyłącznie gorzko - odnalazłam tu kilka słownych perełek (główny bohater pisze wiersze, więc zasadniczo rozdziały z jego perspektywy należą do najprzyjemniejszych) - kiedy Dylan opisuje Addie ("jest sobą w czystej, nierozcieńczonej formie" ) lub swoje odczucia ("zwijam się w sobie jak ślimak"). Niestety, w niemalże równej ilości mamy banalnie ckliwe opisy przeżyć wewnętrznych, na wzór mało oryginalnych tzw. "książek o miłości".
Potężny, noworoczny zawód.
Pozostaje zapytać: dlaczego, Beth?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz