środa, 23 lipca 2025

Frida/ reż. Julie Taymor

VIVA LA VIDA 



"Frida" w reżyserii Julie Taymor to prawdopodobnie najwierniejsza filmowa biografia meksykańskiej artystki, z absolutnie fenomenalną rolą Salmy Hayek (btw, niestety, Oscar w 2003 r. przypadł Nicole Kidman za rolę w "Godzinach"). 

Stworzony prawie ćwierćwiecze temu, film nadal powala na łopatki swoją autentycznością, głębią, artyzmem i cudną hiszpańską muzyką. Bezapelacyjnie, Salma Hayek w roli Fridy kradnie show, ale Aflred Molina jako Diego Rivera (ukochany mąż i mentor artystki) dzielnie dotrzymuje jej kroku! No i tak muzyka! Obłędna! Te rozpaczliwe i zarazem poruszające serce hiszpańskie pieśni! Można się z miejsca zakochać (co też poczyniłam!). 

We "Fridzie" królują miłość i cierpienie, nierozerwalnie ze sobą połączone, od momentu feralnego wypadku trolejbusowego, który zapoczątkował problemy Fridy ze zdrowiem i przekreślił szanse na macierzyństwo. Cierpienie fizyczne towarzyszyło jej do ostatnich dni; Frida przeszła niezliczone operacje, kilkukrotnie straciła ciążę i nigdy nie odzyskała pełnej sprawności fizycznej. Miłość do Diego niemalże od samego początku znajomości naznaczona była cierpieniem emocjonalnym - Diego romansował na lewo i prawo, a Frida nie pozostawała mu dłużna. Kochankowie rozchodzili się i schodzili, raniąc siebie nawzajem, a jednocześnie nie mogąc bez siebie żyć. 

Wszystko to, co obecne w jej życiu - miłość, ból, marzenia o macierzyństwie - przelewała na swoje obrazy. Stała się symbolem feministycznej sztuki XX wieku. Przed śmiercią odbyła się jej pierwsza indywidualna wystawa w rodzimym Meksyku, na którą przybyła na swoim słynnym łożu z baldachimem (będącym obecnie głównym eksponatem w muzeum La Casa Azul, czyli Niebieskim Domu Fridy w Meksyku). Na ostatnim obrazie napisała znamienne słowa: "Viva la vida, Frida Kahlo, Coyoacán 1954, Meksyk." Film jest hołdem dla nietuzinkowej artystki oraz jedną z najbardziej cenionych biografii w historii kina. 

POLECAM!!!! 

wtorek, 22 lipca 2025

The Outrun/ reż. Nora Fingscheidt

NIGDY NIE BĘDZIE ŁATWO, NIE BĘDZIE TYLKO AŻ TAK CIĘŻKO




Jeżeli jesteście fanami talentu Saoirse Ronan, to "Outrun" (2024) na 100% Was nie zawiedzie. Ostrzeżenie: to film bardzo powolny, w którym mieszają się plany czasowe, co może początkowo widza dezorientować, a nawet irytować. Większość akcji rozgrywa się na Orkadach, zatem przygotujcie się na spektakularne zdjęcia i oszałamiające krajobrazy - mistrzostwo i zdecydowany atut filmu (końcowa scena, sądząc po recenzjach, przejdzie do historii kina). Ach, jest również i cudna ścieżka dźwiękowa! Generalnie, wszystkie składniki przepisu na sukces - odhaczone. 

Ale! "Outrun" - pomimo pięknej, surowej natury, epickich zdjęć i porywającej muzyki - nie jest łatwy i przyjemny. Bohaterka Rona, spędziwszy kilka miesięcy w klinice odwykowej, wraca w rodzinne strony, aby podjąć próbę odnalezienia się na nowo w trzeźwym - jak sama twierdzi, nudnym - życiu. Wciąż wspomina pijacką przeszłość, wręcz za nią tęskni, zaślepiona zniekształconymi wspomnieniami, niepomna na to, co przez swoje picie bezpowrotnie utraciła. Uwaga - niektóre sceny są mocno naturalistyczne i mogą być trudne do przejścia dla tych, którym temat alkoholizmu jest bliski i bolesny. Nie ma tu bowiem żadnego cudzysłowu, rzeczywistość nałogu - cierpienie uzależnionego oraz jego bliskich - czuć praktycznie od pierwszych sekund. (Prawdziwości tej historii dodaje fakt, że "Outrun" jest adaptacją autobiografii Amy Liptrot o tym samym tytule.)

Zachwycą się koneserzy, nie wytrwają zwolennicy akcji i gotowych rozwiązań. Jeżeli przemawiają do Was obrazy, szczątkowe dialogi i niedopowiedzenia - nie wahajcie się, nie będziecie żałować.