wtorek, 12 marca 2019

365 dni/ Blanka Lipińska

CHRISTIAN GREY PO RAZ KOLEJNY


Co to za nowy trend, w którym Bogu ducha winne kobiety ulegają wpływom bogatych, przystojnych i niebezpiecznych mężczyzn i idą za nimi w ogień?

Aż się krew burzy, jak się to czyta! Kobieta zostaje porwana przez niezrównoważonego psychicznie włoskiego mafiosa i - ostatecznie - decyduje się utknąć w tej "słodkiej niewoli" przez 365 dni, gdyż ten wyznaczył taki termin na przekonanie jej, że ma z nim być. Gościu po kolei eliminuje swoich wrogów, strzela do kogo popadnie, przypuszczalnie ma chorobę Otella, a wieczorami pokazuje swą drugą, romantyczną twarz - i ona wchodzi w ten układ! Odcina się od rodziny, pali mosty i wiedzie luksusowe życie na włoskiej wyspie, wypełnione przepychem, seksem i pieniędzmi.

Trzeba jednak przyznać, że książka - stylistycznie i literacko mierna - wciąga czytelnika. Po prostu człowiek jest ciekawy, kiedy (i czy w ogóle) kobieta wyznaczy granice, otrząśnie się z marazmu i sprowadzi swoje życie na właściwe tory.

Feminizm upada. (!!!) Dochodzę do wniosku, że w większości najnowszych, krzykliwych powieści kobieta ponownie sprowadzona jest do obiektu seksualnego pożądania, do pozycji poddanej panu i władcy niewiasty, która niezdolna kontrolować swoje życie, wyraża niemą (lub nie) zgodę na wszystko, co jej "bad boy" zaplanuje. To woła o pomstę do nieba!

Kto ma dużo cierpliwości (ja mam), ten niech "365 dni" przeczyta, chociażby w celu przeprowadzenia studium toksyczności i przekonania się, czy z tego psychopatycznego kokonu wykluje się jakaś pełnowartościowa, walcząca o swoje wartości osoba. OBY!

1 komentarz: