NIEZWYCIĘŻONA BRIDGET
Kto się spodziewał porażki "sequela", ten się mocno zawiedzie. Jakkolwiek historia ta nijak się ma do 3 części powieści (czego, tak przy okazji, kompletnie nie pojmuję), to nie ujmuje jej uroku i humoru znanego z poprzednich filmów.
Renèe Zellweger - mimo (nie sposób NIE zauważyć) nieco "odmienionej" twarzy, pozostaje tą samą niezdarną, roztrzepaną i emocjonalnie niestabilną Bridget (dzięki Bogu!). Jest genialna w swojej kreacji i śmiało można ją uznać za mocny punkt tej produkcji.
Miłym zaskoczeniem okazał się Patrick Dempsey, a raczej jego bohater - idealny "drugi ojciec" dziecka głównej bohaterki, a tym samym jej niestrudzony adorator.
Niektóre sceny powalają na łopatki - przykładowo, próba dotarcia monstrualnych rozmiarów ciężarnej Bridget na salę porodową. Majstersztyk!
Przesłodzenie historii w żaden sposób nie wpływa negatywnie na odbiór - widz po prostu kocha perypetie Bridget i trzyma kciuki za happy end. Go Bridget!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz