Fenomenalny Xavier Dolan (odkrycie!) jako przebywający w szpitalu psychiatrycznym Michael - powala swoim obłędem w oczach od pierwszych minut filmu. Przeraża i fascynuje, wciągając nas w psychologiczną gierkę, stopniowo odkrywając przed widzem swoją nędzną, nieszczęśliwą duszę.
W duecie z terapeutą, Dr Greenem (w tej roli charyzmatyczny Bruce Greenwood), daje popis aktorstwa na najwyższym poziomie. Śledzimy każdy fragment ich rozmowy, starając się wyłapywać detale i składając w całość elementy układanki.
Moim zdaniem film traktuje o tym, co się dzieje z człowiekiem, który nie zaznał miłości (banał?), a także przekonuje, że nikt nie rodzi się zły. Seria przypadków, zawodów, doświadczeń, traum - wszystko to lepi nas na swój obraz i podobieństwo. Jest to jeden z tych filmów, w których współodczuwamy z szaleńcem, wierząc, że to życie pchnęło go w stronę tego szału, podczas gdy on sam, na dnie, pozostaje nieskazitelny i poraniony.
Majstersztyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz